Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludzie mówią: Lechu, nie kłam

Tekst: Jacek Kiełpiński Fot.: Adam Zakrzewski
W głośnej książce Pawła Zyzaka o Wałęsie bardziej bulwersujące od rozdziałów mówiących o agenturalnej działalności byłego prezydenta zdają się być wyciągane brudy z jego młodości. Nie podając pełnych personaliów swoich rozmówców autor naraził się na oczywisty zarzut, że... ich wymyślił. Postanowiliśmy pójść śladem Zyzaka.

W głośnej książce Pawła Zyzaka o Wałęsie bardziej bulwersujące od rozdziałów mówiących o agenturalnej działalności byłego prezydenta zdają się być wyciągane brudy z jego młodości. Nie podając pełnych personaliów swoich rozmówców autor naraził się na oczywisty zarzut, że... ich wymyślił. Postanowiliśmy pójść śladem Zyzaka.

<!** Image 2 align=right alt="Image 115106" sub="- Na tabliczce przymocowanej do krzyżyka było napisane: „Grzegorz Wałęsa, żył lat 4”. Potem, gdy już Wanda wyjechała do Lublina z mężem, krzyż i tabliczka zginęły
- wspomina Leszek Śmichowski, który opiekuje się grobem dziecka.">Dwaj mężczyźni przed sklepem w Łochocinie przy drodze z Włocławka do Lipna aż podskakują na widok znanej już im z telewizji okładki grubej cegły poświęconej Wałęsie. - Polityka to najgorsze gówno... O Wałęsie nie będziemy gadać! Idź pan stąd! - zaczyna się kiepsko. Od słowa do słowa obaj jednak przyznają, że Lecha znali przed laty, bo też pracowali w tutejszym POM-ie. Są jednak nieustępliwi. - A to wiadomo, co z tego będzie? Przyjadą jacyś z kijami... golfowymi, po łbach dadzą. Nie ma rozmowy.

Podobnie reaguje jedna ze sprzedawczyń. - Ja znam tę Wandę, co miała dzieciaka z Wałęsą, ale nie powiem wam, gdzie mieszka. To stare dzieje, zostawcie...

<!** reklama>Jednak ostatecznie wprost ze sklepu trafiamy do Niuńki, czyli Zenony Kramarczyk, mieszkającej kilkaset metrów dalej.

- Nie gadałabym z wami, gdybym nie zobaczyła w telewizji, jak Wałęsa

dzieciaka się wypiera.

Jak można tak kłamać?! - pani Zenona jest skarbnicą informacji o życiu Łochocina. Lata sześćdziesiąte, jak zapewnia, pamięta doskonale: - Ten Lech, co wówczas robił w POM-ie, chodził do Wandy dzień w dzień, aż się cała ulica śmiała, że taki uparty. Dziewczyna, biedna bardzo i skromna, mieszkała pod lasem. Gdy zaszła w ciążę, prysnął. Ja jej mówiłam: jedź do Popowa, do starej Wałęsowej, niech wpłynie na syna. Pojechała, spotkała się z nią, nic to nie dało. Czy Wałęsę pamiętam? Trudno zapomnieć. W marynarce zawsze chodził i z takim wąskim krawatem. Tak samo ubrany do roboty, jak i do niej na wieczorną wizytę. Za dnia na rowie siedział, piwo pił i czekał wieczora.

<!** Image 3 align=left alt="Image 115106" sub="Wanda Śląskiewicz zapewnia, że była świadkiem tego, że przed pogrzebem dziecka w domu swej dawnej dziewczyny pojawił się Lech Wałęsa.">Wandzie urodził się syn, Grzegorz. Dziecko, podobno, bardzo żywe i bystre. - Wszyscyśmy go tu znali. Cały Łochocin wiedział, że to tego Wałęsy, co w POM-ie robi - zapewnia pani Zenona. - Jak dlaczego? Bo z nikim innym Wanda się nie zadawała. A zresztą, dowód dał, że to jego dzieciak, gdy na pogrzeb przyjechał.

Do tragedii doszło, gdy czteroletni Grzegorz łowił z kuzynem ryby w bagienku kawałek za domem rodzinnym Wandy. Dziecko zsunęło się ze skarpy i wpadło do wody. Nim nadeszła pomoc, chłopiec już nie żył.

- Za paznokciami miał trawę, musiał walczyć o życie - podsumowuje nasza rozmówczyni. - Jak ta Wanda rozpaczała...! Tuliła go i mdlała! Bąkiewiczowa ubierała dzieciaka do trumny, a matka Śląskiewiczowej dała Wandzie suknię, by jakoś wyglądała na pogrzebie.

Julia Bąkiewicz przyznaje, że to prawda: - Nie chcę już do tego wracać. Co to zmieni? Pomoże komuś? Całą tę Polskę rozkradli i zniszczyli, a ludziom, co robili całe życie, emerytury po 700 złotych dają...

<!** Image 4 align=right alt="Image 115106" sub="- Napiszcie, że tych groźnych Wałęsów to tu okradają.
O, bramę zakosili kiedyś w nocy - mówi Stefan Wałęsa.">Zdecydowanie bardziej rozmowna jest inna mieszkanka Łochocina, Wanda Śląskiewicz. - Grzesia pamiętam świetnie, bo codziennie rano tu do nas wpadał. Zawsze pytał: Kawa je? Dostawał śniadanie, bo w domu rodziców Wandy była prawdziwa bieda. Raz potem przyjechała tu kobieta, która mówiła, że jest z Wałęsą i słyszała, że ma dziecko. Przyprowadziliśmy jej Grzesia. Obejrzała go i pojechała.

Pani Wanda zapewnia, że była świadkiem sceny, gdy przed pogrzebem chłopca w domu swej dawnej dziewczyny pojawił się Lech Wałęsa: - Jak dziś to pamiętam, bo wszedł do środka w tych swoich przeciwsłonecznych okularach. Aż wszyscy się żachnęli, czemu ich nie zdejmie, przecież tam ciemno było. A on podszedł do Grzesia i pocałował go przez własną dłoń, którą przyłożył do czoła dzieciaka. Odwrotnie Wanda, ta tuliła małego w trumnie i wyła z bólu.

<!** Image 5 align=left alt="Image 115106" sub="Kropielnica z kościoła w Sobowie, do której siusiu miał zrobić przyszły prezydent, wówczas podobno dziewięciolatek">Pani Śląskiewicz pamięta też sam pogrzeb. Jej zdaniem, Wałęsa miał wyjąć portfel i już na cmentarzu zapłacić księdzu za pochówek: - A ludzie gadali na niego ostro: „To teraz jesteś?! Gdzie byłeś przez te lata?”

Inaczej sam

pogrzeb Grzesia

pamięta Leszek Śmichowski, dalszy krewny Wandy, matki chłopca. - Ludzie na Wałęsę strasznie pomstowali. Krzywo patrzyli. Czemuś zostawił, gnoju?! I takie tam. A on stał z boku, z tyłu właściwie. Ja tam nie widziałem, żeby pieniądze dawał. On nigdy ich nie miał. Jak wcześniej na zabawy razem chodziliśmy, to ja mu piwo zawsze stawiałem. Na tabliczce przymocowanej do krzyżyka było napisane: „Grzegorz Wałęsa, żył lat 4”. Potem, gdy już Wanda wyjechała do Lublina z mężem, krzyż i tabliczka zginęły. Później grobek ktoś wyrównał. Ja go dopiero odnowiłem, znalazłem jakiś krzyż metalowy i postawiłem. Chciałem nawet napisać: „Tu leży syn Wałęsy”, ale pewnie miałbym kłopoty. Teraz się jednak nie boję, jak słyszę, że on się syna wypiera, to mogę stanąć i powiedzieć mu prosto twarz: nie kłam!

<!** Image 6 align=right alt="Image 115106" sub="Żaden z Lecha nożownik - zapewnia Henryka Sadowska, szkolna sympatia">Leszek Śmichowski zapewnia, że w latach 60. Wałęsy

nie znał jako gangstera

i nożownika, jakim opisuje go Paweł Zyzak. - Tutaj, w Płochocinie, to on był grzeczny raczej. Na zabawach spokojny. No, ale jakby nie był spokojny..., to by dostał. Jedźcie w jego rodzinne strony.

Henryka Sadowska mieszka w Chalinie. Chodziła z Wałęsą do szkoły. To jej, podczas „helikopterowej” wizyty na początku lat 90. prezydent wyznał, że była jego sympatią. - Chwilę przed wami był tu jakiś dziennikarz. Co się dzieje? - śmieje się i zaprasza do stołu. - Żeby z niego nożownik był, to absolutnie nie można powiedzieć. Jego młodszy brat, Zygmunt, to i faktycznie groźny był i kogoś tam pokroił, ale on...? Nigdy w życiu. To jakieś wymysły. Pytałam też ludzi o to sikanie do wody święconej, o którym teraz głośno. Brat cioteczny Wałęsy, mieszka naprzeciwko, też wtedy szykował się do Pierwszej Komunii Świętej, ale niczego takiego nie pamięta. To też wymysł.

<!** Image 7 align=left alt="Image 115124" sub="Podstawówka
i gimnazjum
w Chalinie noszą imię Lecha Wałęsy. To tu uczył się przyszły wódz „Solidarności”, a następnie prezydent RP. Od lat regularnie przyjeżdża właśnie do tej szkoły, by spotkać się
z młodzieżą.">Mąż pani Henryki, Kazimierz, bardzo dobrze wspomina Lecha: - W niedzielę na zabawie się pojawiał, czasem piwo postawił. W porządku był. Zysiek, to i owszem, nożownik, ale nie Lechu.

Innego zdania są dwaj rolnicy jadący traktorem, spotkani na polu, którzy zapewniają, że o wyczynach licznej rodziny Wałęsów do dziś krążą tu legendy.

- Zadziory straszne,

w grupie groźne.

A Lech taki jak reszta.

Postanawiamy zajechać do zupełnie przypadkowej chałupy, i to kawałek z boku, w stronę Trzcianki.

<!** Image 8 align=right alt="Image 115124" sub="- Wałęsa podszedł do kropielnicy, wyjął... kranik i nasikał do święconej wody. No, nie da się ukryć, tak było. Mogę mu to w oczy powiedzieć - zapewnia Józef Krysztoforski.">- Wałęsów było sporo - wspomina Kazimierz Perszyński. - Mieszkali o tam, kawałek dalej. Wolałem z nimi nie mieć do czynienia. Lepiej było schodzić z drogi. Albo iść inną drogą.

Dawne obejście rodziny Wałęsów jest dziś ogrodzone siatką. W domu z pustaków, który powstał w miejscu dawnej glinianej konstrukcji, nikt nie mieszka. Za to kawałek dalej swoje gospodarstwo ma Stefan Wałęsa, starszy brat Lecha: - Jak my to odbieramy? Głupoty ludzie mówią. Napiszcie, że tych groźnych

Wałęsów tu okradają.

O, bramę zakosili kiedyś w nocy. A taka była ładna. Kuta. Z literami LW - to dopiero od brata byłego prezydenta dowiadujemy się, że nieznana z żadnej mapy Pokrzywnica, o której wspomina w swojej książce Paweł Zyzak, zapewniając, że właśnie tam mieszka człowiek, który był świadkiem słynnego sikania Lecha Wałęsy do kropielnicy, jest tuż obok. - Pokrzywnica to stara nazwa. Teraz już mało kto ją pamięta. Nasza matka stamtąd pochodziła.

<!** Image 9 align=left alt="Image 115124" sub="- Ja tam w jego przemianę duchową nigdy nie uwierzy-łem, bo go znam. O dziecku też słyszałem. A ta historia
o sikaniu wcale mnie nie dziwi - mówi ks. Jan Płaciszewski. ">Pokrzywnicę jednak znaleźć trudno. Pętamy się pomiędzy zarośniętymi bagienkami, a spotkani ludzie rozkładają ręce. Pierwsze słyszą tę nazwę.

Zna jednak tę znikającą już wieś były proboszcz z parafialnego kościoła w Sobowie, do którego przynależy Popowo, ksiądz Jan Płaciszewski. Nic dziwnego, nastał w tej parafii w 1958 roku. To on w książce Pawła Zyzaka z mocnym przekąsem wypowiada się

o religijności

Lecha Wałęsy. - Znam go doskonale, jak całą tę rodzinę. Kłamać przecież nie mogę, to i nie powiem, że widywałem ich w kościele - mówi nam ks. Płaciszewski. - Za to potem, jak już pan Lech działał w „Solidarności”, to się tu u mnie często wyżywił. Jego żona Danusia po świniaki przyjeżdżała. Przywoził i Geremka i Celińskiego, ofiarodawcą na rzecz kościoła był. W ramach rewanżu chciałem mu przekazać dwa pokoje w organistówce, by mógł z rodziną przyjeżdżać. Znaczy, i tak przyjeżdżał, ale miało być wszystko załatwione formalnie. Nawet radni gminni to poparli. A mi przełożeni powiedzieli twardo: nie. Zgłupiałem. O co chodzi? Teraz tak myślę, że może coś już wiedzieli o tej jego współpracy... bo inaczej do dziś tamtej odmowy nie potrafię sobie wyjaśnić.

Ksiądz Płaciszewski wspomina szczególnie jeden pobyt Lecha Wałęsa w swoim domu. - Po kolacji zasiadaliśmy do telewizji, więc akurat mi się przypomniało... Mówię mu: „Panie Leszku, dwa razy tak się przed telewizorem śmiałem, że aż leżałem na dywanie. Raz, gdy Jaroszewicz odwoływał podwyżki, bo on zawsze taki pewny siebie, czujący poparcie Gierka, a tu był bladziutki jak ściana, a drugi raz, gdy pana, panie Leszku, zobaczyłem z tym różańcem na szyi”. Nic nie powiedział. Ja tam w jego przemianę duchową nigdy nie uwierzyłem, bo go znam. O dziecku też słyszałem. A ta

historia o sikaniu

wcale mnie nie dziwi.

Ksiądz, choć lekko przeziębiony, postanawia poprowadzić nas do świadka tamtych wydarzeń z naprawdę odległej przeszłości. Trafiamy do jednego z gospodarstw w tajemniczej Pokrzywnicy. Gospodarz jest na polu, bronuje łąkę. Na widok księdza zatrzymuje ciągnik.

- Do kościoła chodzę, kłamać nie będę. Było tak - zapewnia Józef Krysztoforski, który razem z Lechem Wałęsą przyjmował Pierwszą Komunię Świętą. - Mieliśmy wtedy po dziewięć chyba lat. Wieki temu. Ale takich rzeczy się nie zapomina. Uczył nas organista Dąbrowski. W kościele to było. Gdy on wyszedł, Wałęsa podszedł do kropielnicy, wyjął... kranik i nasikał do święconej wody. No, nie da się ukryć, tak było. Teraz wy to napiszecie, a mnie tu napadną. Nożowniki jedne. Ale co tam, mogę mu to w oczy powiedzieć.

Wracając do kościoła, w którym chcemy sfotografować osławioną kropielnicę, próbujemy bronić Wałęsę. Obaj z fotoreporterem głosowaliśmy na niego, kiedy tylko była okazja. Doceniamy wielkość jego dokonań. - Przecież dobrze świadczy o nim fakt, że pojawił się na pogrzebie syna, ruszyło go - próbujemy przekonać księdza.

- Na pogrzeb można przyjechać, żeby zobaczyć, czy to na pewno koniec, żeby mieć pewność - cedzi spokojnie ksiądz Płaciszewski. - To dla mnie żaden argument na plus.

Za tydzień

Polska szkoła mistrzów świata

Zapowiadaliśmy przed tym wydaniem magazynowym, że pojawi się na naszych łamach tekst o najlepszych polskich pilotach, specjalistach w lataniu precyzyjnym. Czytelników, którzy na tę publikację czekali, przepraszamy. Tekst ten zamieścimy w następny piątek 10.04.2009.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!