Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przeżyć do poniedziałku, czyli opieka medyczna w weekend

Hanna Walenczykowska
Hanna Walenczykowska
Pogotowie ratunkowe zbiera cięgi za zachowanie niektórych koordynatorów z nocnej pomocy medycznej. Sześciogodzinne czekanie na lekarza może okazać się tragiczne.

Pogotowie ratunkowe zbiera cięgi za zachowanie niektórych koordynatorów z nocnej pomocy medycznej. Sześciogodzinne czekanie na lekarza może okazać się tragiczne.

W nocy z soboty na niedzielę telefony nocnej pomocy medycznej były najczęściej zajęte. Natomiast w dzień, w niedzielę, tuż po godzinie 10 telefon odebrała sympatyczna pani. Poinformowała mnie, że karetek do chorych się nie wysyła.

<!** reklama>

Czekaj sobie na lekarza

- Jeśli nie wytrzyma pani do poniedziałku, żeby pójść do swojego lekarza, to proszę przyjść z dzieckiem do przychodni - usłyszałam.

Przykra sytuacja spotkała panią Krystynę z Błonia i jej mamę. Nasza Czytelniczka zadzwoniła do opieki w pewną sobotę.

- Moja mamusia ma 94 lata - mówi bydgoszczanka. - Przez trzy godziny nie mogłam się dodzwonić do punktu nocnej i weekendowej opieki. Korzystałam nawet z pomocy pogotowia, pytałam, czy znają jakiś inny numer telefonu. W końcu udało mi się skontaktować z dyżurującą panią doktor. Powiedziała mi, że powinnam korzystać z pomocy w dni robocze, a nie w weekendy, kiedy jest tak dużo pracy.

W Wielką Sobotę pani Krystyna przeżyła deja vu. - Mama czuła się źle, „lała się” nam - wspomina pani Krystyna. - Wezwałam lekarza. Usłyszałam, że muszę czekać trzy godziny. Czas mijał. Nikt nie przyjeżdżał. W końcu oddzwonił do mnie koordynator medyczny. Okazało się, że ktoś pomylił adres. Lekarz, po sześciu godzinach, dotarł do mamy w ostatniej chwili. Przewieziono ją do szpitala. Leży na intensywnej terapii i już wiem, że z tego nie wyjdzie. Serce ma tak słabiusieńkie jak jedwabna niteczka.

Bydgoskie pogotowie ratunkowe od 1 stycznia, czyli od chwili kiedy zamiast jednego świadczeniodawcy jest czterech przyjmujących pacjentów w nocy i dni wolne od pracy, notuje wzrost liczby wyjazdów. Średnio o 300 miesięcznie.

- Informacja nie dotarła do wszystkich - twierdzi Tadeusz Stępień, lekarz pogotowia. - Nie wszyscy znają nowe numery telefonów. Wcześniej istniał jeden, łatwy do zapamiętania. Pacjenci, którzy nie mogą dodzwonić się do poradni, całą swoją złość wylewają na naszych dyspozytorów. Niektórzy wymuszają przyjazd, podając dodatkowe objawy. Nie możemy ryzykować. Musimy pojechać do chorego.

Niekiedy zdarza się, że to lekarze dyżurni wzywają pogotowie. - Powinni nam przekazać pacjenta - stwierdza Tadeusz Stępień - a pozostawiają go samemu sobie. - Choć chory znajduje się w stanie zagrażającym życiu, to znajdujemy go stojącego na ulicy lub siedzącego w korytarzu przychodni. Tam czeka na nas.

„Tyłek w troki i do szpitala”

Pracownicy pogotowia wysłuchują więc pierwsi skarg pacjentów na funkcjonowanie nocnej opieki.

- Pewnemu bydgoszczaninowi, jeden z koordynatorów powiedział, że „ma wziąć tyłek w troki i jechać z dzieckiem do szpitala”. My zawieźliśmy to dziecko - dodaje Tadeusz Stępień.

Kujawsko-Pomorski oddział NFZ, zgodnie z poleceniem prezesa, skontrolował 10 punktów opieki nocnej, w tym wszystkie bydgoskie. W jednym przypadku zastosował karę finansową, zabierając usługodawcy jeden procent wartości kontraktu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!