Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przed wojną Chełmża cieszyła się nienajlepszą opinią, ale mieszkali w niej dobrzy ludzie

Sylwia Dullin
W ciekawością śledzę w Albumie artykuły Dariusza Mellera o Chełmży. To też jest miejsce bliskie mojemu sercu.

W ciekawością śledzę w Albumie artykuły Dariusza Mellera o Chełmży. To też jest miejsce bliskie mojemu sercu.

<!** Image 6 align=none alt="Image 223551" sub="Rynek w Chełmży na starej pocztówce, tak jak go pamiętam">

<!** Image 3 align=none alt="Image 223551" sub="To ja na tle sklepu kolonialnego Lindemanna">

<!** Image 5 align=none alt="Image 223551" sub="Moja pierwsza klasa. Ja jestem tą dziewczynką podtrzymująca tablicę z lewej strony">

<!** Image 4 align=none alt="Image 223551" sub="Nauczyciele pracujący razem z moimi rodzicami w Szkole Powszechnej Męskiej w Chełmży. Siedzą od lewej pani Waydówna, moja mama, państwo Rywakowie, pani Gostomska i Kowalewska. Stoją pan Depczyński, kierownik szkoły Żmich, oraz pan którego nie znam">

W Chełmży wraz moimi rodzicami przeżyłam najszczęśliwsze dzieciństwo, która nagle i brutalnie skończyło się wraz z wybuchem drugiej wojny.

Wciąż mam przed oczyma przedwojenną Chełmżę leżącą nad pięknym jeziorem z przystanią kajakową, z górująca nad wszystkim kopułą katedry, z cukrownią największą w ówczesnej Europie. Przypominam sobie wzgórze parkowe z kapliczką św. Juty, gdzie chodziłam na spacery z rodzicami, naszą gosposią i najwierniejszym przyjacielem dziecięcych zabaw kundelkiem Muszim. Do wybuchu drugiej wojny burmistrzem, dobrym włodarzem był pan Barwicki, rozstrzelany na Barbarce.

<!** reklama>

Moi rodzice Eleonora i Edmund po ukończeniu Seminarium Nauczycielskiego w Toruniu (były odrębne żeńskie i męskie), otrzymali przydział pracy do Chełmży. Poznali się w kościele, gdzie na mszę przyprowadzili swoje klasy. Ślub cywilny wzięli w Chełmży, a kościelny w Poznaniu. Zamieszkali w Rynku w kamienicy Wernera Lindemanna, na drugim piętrze w trzypokojowym mieszkaniu. Był to nasz dom do nocy z 2 na 3 września 1939 roku, do ogłoszenia ewakuacji nauczycieli na Wołyń.

Tata szedł w miasto na karty i bilard

Lindemannowie prowadzili na parterze sklep kolonialny, z przysłowiowym mydłem i powiodłem. Też w tym domu panna Łangówna miała sklep z krótkimi materiałami, a więc pasmanterię, a Grocholscy piekarnię.

Naprzeciwko znajdowała się trafika, restauracja Krogera u którego mój ojciec grywał w bilarda oraz duży sklep rzeźnicki Plaskiewiczów, którzy rozdawali biednym Wurstsuppe.

Naprzeciw naszej kamienicy, na narożniku Wolscy prowadzili aptekę. W ich kamienicy na drugim piętrze mieszkał doktor Przeworski, a na trzecim nauczyciel Donderski z rodziną.

Państwo Suscy w Rynku mieli sklep z krótkimi towarami, a z ich córką Marylką byłyśmy serdecznymi przyjaciółkami. Pan Suski powoził pierwszą i przez długi czas jedyną w Chełmży taksówką.

Muszatowscy prowadzili sklep papierniczy, i chyba księgarnię. Więckowscy materiały ubraniowe, Frycowie - rowery i części zamienne do nich, Muzalewscy fabrykę mebli. Właśnie u nich rodzice zakupili komplet do jadalni. Fronckiewicze prowadzili wspaniałą cukiernię „U Froncka”. Ojciec był jej częstym bywalcem. Po pracy w szkole przebierał się, odpinał kołnierzyk i mankiety i „szedł w Chełmżę”. W cukierni grywał w szachy, brydża, bilard. W czasie wojny ojciec został aresztowany. Do 1942 roku przetrzymywany był w obozie koncentracyjnym w Mauthausen, zapadł na gruźlicę, nabawił się w wielu innych chorób. Zwolniony z obozu został wcielony do niemieckiej armii. Uciekł z niej. Dostał się do Anglików. Jesienią 1945 roku z naszywką „Poland” wrócił do domu, ale pół roku później, wycieńczony, schorowany zmarł w młodym wieku.

Na głównej ulicy wiodącej do dworca kolejowego mieściły się sklepy ze słodyczami, zakład fryzjerski, sklep rzeźnicki „Pod Krzyżem” (może Urbańskich) nazywany tak od dużego krzyża ustawionego w tym miejscu na ulicy.

Życie kulturalne także kwitło. W stosunkowo niewielkiej Chełmży były dwie sale kinowe: mniejsza na zapleczu Rynku, większa w pobliżu dworca, w której organizowano także zabawy i różne uroczystości.

Przyjaciele rodziców

Mieszkańcy Chełmży w większości byli bardzo biedną społecznością, szczególnie ci mieszkający na tzw. Pomowinie, na terenie po byłym browarze. Większość nie miała pracy. Znajdowali ją jedynie sezonowo podczas cukrowniczej kampanii. Szewc, krawcowa, ślusarz, woźnica, służąca - to najczęściej spotykane zawody w drobnych usługach i handlu. Do socjety chełmżyńskiej, jak się wówczas mawiało, należał ksiądz, lekarz, sędzia i nauczyciel.

W owym czasie wicedyrektorem i prokurentem cukrowni był Paweł Grutzmacher. Wraz z żoną byli najserdeczniejszymi przyjaciółmi moich rodziców. Mieli Wisię i Andrzeja, ucznia mojej mamy. Wisia zmarła podczas wojny, a z Andrzejem nadal jestem w kontakcie. Kiedy kształcił się w Toruniu, mieszkał na stancji u mojej babci przy Rynku Nowomiejskim, gdzie ja z mamą znalazłyśmy schronienie.

Opiekę lekarska sprawowali doktorzy: Przeworski, Napiórkowski, Zagierski. Rodzice podczas choroby szukali pomocy u dr. Napiórkowskiego, który po wojnie przeniósł się do Torunia, i po sąsiedzku, również na stopie towarzyskiej, u dr. Przeworskiego. Mój pierwszy mleczny ząb usunęła dr Rydzewska. Pamiętam też sędziego Strzyżewskiego, który mieszkał w Rynku, a którego syn był uczeniem mojej mamy.

Wspomnę nauczycieli pracujących razem z moimi rodzicami. Kierownikiem Szkoły Powszechnej Męskiej w Chełmży był pan Żmich, rozstrzelany na Barbarce. Pamiętam Rybaków, Rywaków, panią Kudlicką, Ziółkowską, Gostomską, Glemmównę, Kowalewską, Zielonkowską, Waydówną-Bruską, pana Bruskiego, Doleckiego, Dondarskiego, Depczyńskiego, Rojek, Niemca Hentschela, który zginął na froncie rosyjskim. Pani Kowalewska była serdeczną przyjaciółką mamy i codziennym gościem w naszym domu. Podobnie pani Waydówna i Mikołajczykowa, wdowa po fabrykancie maszyn rolniczych w Chełmży. Moi rodzice byli towarzyscy, otwarci, prowadzili dom pełen gości.

Po ukończeniu 7 lat rozpoczęłam naukę w Szkole Powszechnej Żeńkiej, której kierownikiem był pan Gierszewski, a moim pierwszym nauczycielem pan Ross lub Wrzos. Nie wiem, czy jakoś podpadł moim rodzicom, miał z nimi na pieńku, w każdym razie mnie nie lubił. Kiedy inne dzieci się bawiły, mnie zawsze stawiał w kącie. Mama za zgodą kierownika szkoły przyniosła mnie do równoległej klasy pierwszej, z wychowawczynią pani Zielankowską i wówczas skończyły się mojej kłopoty. Zapamiętałam nazwiska koleżanek: Suskówna, Krzyżaniakówna, Barwicka. Świadectwo ukończenia drugiej klasy było ostatnim z mojej szkoły w Chełmży.

Wojna wszystko zmieniła. Piszę o tym, bo kto wie, czy za rok jeszcze będą pamiętała te nazwiska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska