Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- My nie kończymy kariery dlatego, że jesteśmy ze sobą pokłóceni - mówi Krzysztof Cugowski

Grzegorz Wroński
Krzysztof Cugowski z zespołem podczas nagrania programu Telewizji Polskiej pt. „Bitwa na głosy”
Krzysztof Cugowski z zespołem podczas nagrania programu Telewizji Polskiej pt. „Bitwa na głosy” mwmedia
z KRZYSZTOFEM CUGOWSKIM, wokalistą popularnego zespołu Budka Suflera, rozmawia Grzegorz Wroński.

W tym roku, po 40 latach obecności na scenie, Budka Suflera postanowiła zakończyć swoją karierę, udając się w pożegnalną trasę koncertową. Jakie są powody tej decyzji?
[break]

Uznaliśmy, że zakończymy naszą działalność w momencie, kiedy jeszcze jesteśmy w pełni sił i nie mamy poważniejszych problemów zdrowotnych, które uniemożliwiałyby nam występy. Chcemy po prostu, żeby publiczność zapamiętała nas jako sprawnych muzyków, a nie jakichś niedomagających, starszych ludzi. To byłoby niepotrzebne ryzyko. A, niestety, biologii nie da się oszukać. Są wykonawcy, którzy nie powinni już występować, a jednak to robią. Działają też zespoły starsze od nas, które kiedyś były wielkimi kapelami, a dziś dryfują gdzieś po powiatach z jednym muzykiem z oryginalnego składu. To jest żałosne! Dlatego my uważamy, że ten rok, w którym obchodzimy okrągłą rocznicę, to najlepszy czas, żeby pożegnać się z publicznością. Gramy już taki szmat czasu, że nie powinno dziwić, kiedy mówimy pas.

Ale czy może to nie jest tak, że ta cała pożegnalna trasa koncertowa Budki Suflera jest jakimś marketingowym zabiegiem, a z czasem okaże się, że zespół będzie powracać na scenę jeszcze nie jeden raz? Bo i takie sytuacje bywały w historii muzyki rozrywkowej.

Najlepszym tego przykładem jest grupa Scorpions, która kończy swoją karierę od ponad trzech lat i nawet zdążyła w międzyczasie nagrać dwie płyty. A wracając do nas - jeśli już ustaliliśmy, że z końcem tego roku kończymy naszą działalność, to w tej sytuacji nie ma co szaleć. Z drugiej strony, nie jest też nigdzie powiedziane, że kiedyś jeszcze się nie zbierzemy, gdzieś nie wystąpimy, czy czegoś nie nagramy. Przecież my nie kończymy kariery dlatego, że jesteśmy ze sobą pokłóceni, tylko sami doszliśmy do wniosku, że przestanie funkcjonować przedsięwzięcie pod nazwą Budka Suflera. Więc to jest nasza zupełnie suwerenna decyzja. A poza tym, każdy z nas będzie w dalszym ciągu pod względem muzycznym coś robić.
No, właśnie. Pana syn, Wojciech Cugowski z zespołu Bracia, powiedział: „Myślę, że ojciec będzie nadal śpiewać. Zresztą przyznał, że ma jakieś pomysły na dalszą działalność”…

Wydaje mi się, że nie mam innego wyjścia, ponieważ moja emerytura będzie tak niska, że nie dałoby się z niej wyżyć. W związku z tym będę musiał śpiewać aż do śmierci! A mam jeszcze kilka pomysłów, które chciałbym sukcesywnie realizować - na które podczas tak intensywnej działalności z Budką Suflera kompletnie nie miałem czasu. Jednym z takich pomysłów jest nagranie wspólnej płyty z moimi synami. I niezależnie od tego, jak by to wyszło, to płyta typu „Cugowski Family” na pewno byłaby ciekawostką. Ale w tej chwili jest jeszcze za wcześnie, by mówić, kiedy to nastąpi. W tym roku mam do zagrania ponad 80 koncertów i właściwie o niczym innym nie myślę, jak tylko o tym, żeby udało mi się je zrealizować w dobrej kondycji.

Powspominajmy początki kariery Budki Suflera. W 1974 roku zespół oficjalnie zaistniał za sprawą utworu „Sen o dolinie”, przeróbki „Ain’t No Sunshine” Billa Withersa, a rok później wydał pierwszą płytę „Cień wielkiej góry”, która weszła do kanonu polskiego rocka.

Na nagranie utworu „Sen o dolinie” namówił nas Jurek Janiszewski, dziennikarz lubelskiego radia, z którym się przyjaźniliśmy. I choć nie była to piosenka z naszej bajki, to okazało się, że przetarła nam szlaki, i w maju 1975 roku zaczęliśmy nagrywać debiutancką płytę. Nie obyło się jednak bez problemów. Nie mieliśmy za bardzo na czym grać i większość sprzętu musieliśmy pożyczyć - wspomógł nas wtedy, m.in., Czesław Niemen.

Ponadto nad realizacją nagrań czuwał prof. Urbański wraz z małżonką. To byli już leciwi ludzie, którzy zajmowali się muzyką klasyczną i z rockiem nie mieli nic wspólnego. Każdą naszą inicjatywę kwitowali zdaniem: „To jest niemożliwe!”. Jak Czesław wszedł do reżyserki, to prof. Urbański rzekł: „O Boże, jeszcze Niemen do tego!”… Ale muszę powiedzieć, że mimo tych zawirowań nasza debiutancka płyta wcale nie okazała się jakimś realizacyjnym knotem. Jak to się stało? Nie wiem!? W dodatku album wyszedł już po trzech miesiącach od sesji nagraniowej na festiwal w Sopocie w liczbie 60 tys. sztuk i cały jego nakład rozszedł się w ciągu zaledwie dwóch dni.

A jak wspomina Pan największy sukces komercyjny Budki Suflera? Mam tu oczywiście na myśli wydaną w 1997 roku płytę „Nic nie boli tak jak życie” z hitem „Takie tango”.

Ta płyta szczęśliwie ukazała się we właściwym czasie i kiedy jeszcze albumy sprzedawały się w nakładach dziś wręcz niewyobrażalnych. Oficjalnie płytę sprzedaliśmy w rekordowym, ponadmilionowym nakładzie. A sądzimy, że jeszcze co najmniej 300 tys. jej egzemplarzy poszło na bazarach. Pamiętam, że zaraz po wydaniu albumu udaliśmy się na dwa miesiące do Australii. I gdy wróciliśmy do kraju, to właściwie od razu wystąpiliśmy na „Inwazji Mocy” RMF FM, gdzie m.in. zagraliśmy „Takie tango”. Publiczność wtedy oszalała. Patrzyliśmy na to ze zdumieniem - w ogóle nie wiedząc, co się dzieje. Okazało się, że przez te dwa miesiące piosenka stała się wielkim przebojem, choć lokomotywą płyty miał być utwór „Jeden raz”.

Podsumowując 40 lat działalności scenicznej Budki Suflera, jak Pana zdaniem wypada bilans zysków i strat?

Uważam, że na polskim rynku muzycznym osiągnęliśmy absolutnie wszystko. Nie ma rzeczy, które by nas tu ominęły i mógłbym powiedzieć, że czegoś żałuję. Gdybyśmy potraktowali własną karierę w sposób ortodoksyjny, konsekwentnie trzymając się tylko muzyki rockowej, to nie wiadomo, jakie byłyby nasze losy. Boję się, że smętne! To, że dokonaliśmy pewnej wolty stylistycznej i pod koniec lat 90. powiodło się nam finansowo, to prolongowało naszą działalność. W związku z tym wszystko miało swoją logikę i sens. Jedynie pozostał niedosyt, jeśli chodzi o scenę zagraniczną. Bo nie było nam dane podjąć próbę zmierzenia się z rynkiem amerykańskim czy brytyjskim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!