Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dlaczego wiceprezydent Elżbieta Rusielewicz likwiduje placówkę opiekuńczo-wychowawczą na Osowej Górze?

Grażyna Ostropolska
- Zarzuty kierowane pod naszym adresem są wyssane z palca - mówią Renata i Czesław Wiszniewscy
- Zarzuty kierowane pod naszym adresem są wyssane z palca - mówią Renata i Czesław Wiszniewscy Tomasz Czachorowski
- Dzieci to nie są worki z ziemniakami! Nie wolno ich przerzucać z miejsca na miejsce, by ciężko doświadczeni przez los wychowankowie domów dziecka nie przechodzili kolejnych cierpień! - mówią państwo Wiszniewscy.

Renata i Czesław Wiszniewscy od 13 lat prowadzą rodzinny dom dziecka przy ul. Morszczukowej na Osowej Górze. A właściwie... prowadzili, bo MOPS i nowa wiceprezydent Bydgoszczy Elżbieta Rusielewicz podjęli decyzję o jego likwidacji. Pośpieszną i chyba nie do końca przemyślaną, bo jej skutki już nadwerężyły słabą psychikę wychowanków placówki.
[break]

Najbardziej przeżył to 16-letni Radek, który jest u Wiszniewskich od małego. W środę pracownicy MOPS pojawili się w jego szkole i przeprowadzili z chłopcem rozmowę. - Powiedzieli, że jak przyjdę do domu, to muszę się spakować, bo jutro rano jadę do innej placówki. „Rozumiemy, że przeżywasz trudne chwile, ale tak musi być, bo decyzja już zapadła i nie da się jej zmienić”, usłyszałem - wspomina nastolatek.

Przyszli zabrać dzieci

Pani Renata też była w szoku, bo... - Wcześniej ci sami pracownicy MOPS pojawili się bez uprzedzenia w naszym domu z informacją, że zabierają dzieci, ale na szczęście ich nie zastali - mówi.
Zwykle Wiszniewscy opiekowali się pięciorgiem dzieci, ale gdy w kwietniu dwoje z nich się usamodzielniło, MOPS oraz wiceprezydent Rusielewicz zdecydowali, że nie skierują w ich miejsce nowych wychowanków, tylko... zlikwidują placówkę przy Morszczukowej. Dlaczego?

- W grę wchodzi dobro dzieci! - tajemniczo tłumaczy Elżbieta Rusielewicz, która decyzję o rozwiązaniu umowy z Renatą Wiszniewską podjęła... w drugim dniu prezydentury, czyli w Wielki Piątek.
Wiszniewska była przekonana, że nowa wiceprezydent zaprasza ją na spotkanie przedświąteczne, tymczasem... - Były tam dyrektorki MOPS: Renata Dębińska i Ewa Taper oraz radny Tomasz Rega, a celem spotkania było wymuszenie mojego podpisu pod zgodą na rozwiązanie rodzinnego domu dziecka - mówi pani Renata. Twierdzi, że odmówiła, więc posłużono się metodą zbliżoną do szantażu. - Usłyszałam, że MOPS dysponuje oświadczeniami naszych byłych podopiecznych i jeśli dobrowolnie nie podpiszę zgody na rozwiązanie placówki, te dokumenty trafią do prokuratury - relacjonuje. Oświadczyła, że nie da się zastraszać i chętnie podda się konfrontacji oraz sprawdzeniu przez prokuratora, bo skargi, jakoby „lżyła wychowanków, głodziła i używała wobec nich przemocy” są wyssane z palca.

MOPS wie, ale nie powie

- Dla dobra pani Wiszniewskiej, najlepiej byłoby o tej sprawie nie pisać, bo informacje, które posiadamy od usamodzielnionych wychowanek, nie stawiają tej rodziny w dobrym świetle - twierdzi Renata Dębińska, dyrektor MOPS. Sugeruje, że chodzi o drastyczne zachowania, więc pracodawca Wiszniewskiej (prezydent) zdecydował o rozwiązaniu z nią umowy z art 52.

Wczoraj jedna z gazet cytowała anonimową pracownicę socjalną, która ujawniła, że Wiszniewscy obrażali podopieczne słowami:„ Ty, szmato”, Ty, ku...” itp.
- To kłamstwa, bo my nie używamy takich słów - zapewniają Wiszniewscy i zadają dyrekcji MOPS niewygodne pytanie...

- Jak to możliwe, że co roku przyznawano nam pieniężne nagrody za dobrą pracę i zaangażowanie, a jeszcze w kwietniu, mając dowody na naszą rzekomą przemoc wobec wychowanków, dyrektor MOPS proponowała nam stworzenie zawodowej rodziny zastępczej?

Sprawa do prokuratury nie trafi

- Tak było, zanim dowiedzieliśmy się o tych poważnych przewinieniach - tłumaczy się szefowa MOPS, a na pytanie, czy zamierza wyjaśnić tę sprawę do końca lub skierować ją do prokuratury, odpowiada: - Nie ma takiej potrzeby, bo to są zgłoszenia od osób pełnoletnich, które same mogą wystąpić z oskarżeniem. Dębińska nie dopuszcza myśli, że składające oświadczenia młode kobiety, mogły skłamać. - Nie ma takiej możliwości, by troje, niezwiązanych ze sobą byłych wychowanków kłamało, formułując podobne zarzuty w czasie badania przez psychologa - mówi.
Próbujemy dotrzeć do usamodzielnionych podopiecznych. W kwietniu dom Wiszniewskich opuściła pełnoletnia Agnieszka, której MOPS przyznał miejsce w mieszkaniu chronionym na Kapuściskach. - Gdyby była taka możliwość, wróciłabym z powrotem do Wiszniewskich, bo było mi tam dobrze - twierdzi była wychowanka. Opowiada, jak dzięki pani Renacie, która woziła ją do Centrum Zdrowia Dziecka, uratowała oko z odklejoną siatkówką. Do rodzinnego domu dziecka na Osowej Górze trafiła w 2006 r. i zapewnia, że przez 8 lat nie usłyszała od opiekunów przekleństwa, ani nie doznała przemocy. - Nie było też takich zachowań wobec innych dziewczyn, które tu przebywały - przekonuje.

Podopieczni wolą zostać u nich

Propozycję przeniesienia się do mieszkania chronionego otrzymał przedwczoraj 18-letni Marcin, ale odmówił. - Szkolny pedagog mnie przekonał, że jeśli chcę zdać maturę i pójść na studia, powinienem zostać pod kontrolą cioci i wujka Wiszniewskich - tłumaczy.

Radny Tomasz Rega, który jako szef miejskiej komisji rodziny uczestniczył w wielkopiątkowym spotkaniu u pani wiceprezydent, uważa, że w sprawie Wiszniewskich jest dużo znaków zapytania, zaś sposób, w jaki próbowano rozwiązać problem, budzi jego sprzeciw. - Wyszedłem z tego spotkania skołowany i z masą wątpliwości, bo do mojej komisji nigdy nie trafiły skargi ani sygnały, że coś złego się w tej placówce dzieje. Abstrahuję od tego, że w Wielki Piątek nie robi się takich rozliczeń, ale mam pretensje, że nikt mnie wcześniej nie zaznajomił z zarzutami przeciw Wiszniewskim i dopiero na tym spotkaniu pokazano mi jakieś kwity i oświadczenia byłych wychowanek - wspomina Rega. Oznajmił, że nie zamierza być sędzią w sprawie, której nie zna i proponuje powołać podkomisję, która ją rozpatrzy, ale pomysł nie zyskał uznania.

Wczoraj sprawą Wiszniewskich zainteresował się rzecznik praw dziecka, który poradził im, by złożyli w sądzie wniosek o utworzenie niespokrewnionej rodziny zastępczej dla Marcina i Radka. - Zrobiliśmy to i sędzia obiecał, że rozpatrzy go w trybie pilnym - informuje pani Renata.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!