Ponad połowa ukaranych mandatem za jazdę na gapę nie płaci

Na 14,5 tys. bydgoskich gapowiczów, złapanych przez kontrolerów Renomy przez pierwsze cztery miesiące tego roku, mandat zapłaciło 5800 osób.

- Te liczby wynikają przede wszystkim z biedy - podsumowuje krótko Krzysztof Kosiedowski, rzecznik Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej w Bydgoszczy. - Zdajemy sobie sprawę, że wielu gapowiczów jest w trudnej sytuacji materialnej, stąd staramy się iść im na rękę. Można złożyć wniosek o rozłożenie należności na raty.

Rzecznik przyznaje, że o umorzenie należności stara się wiele osób. Jeżeli złożą wniosek i udowodnią, że nie mają możliwości zapłacenia, sprawa jest umarzana. Wśród dłużników zarządu zdarzają się jednak osoby, które z pewnością stać i na kupno biletu, i na zapłacenie karnej opłaty. - Nie raz i nie dwa przyjeżdżają do nas dłużnicy autami wartymi kilkadziesiąt, czasem kilkaset tysięcy złotych… - mówi Krzysztof Kosiedowski.

Bieżącą windykacją należności zajmują się pracownicy firmy Renoma. W rok po nałożeniu mandatu, informacja o nieuiszczonej opłacie trafia do Działu Windykacji w ZDMiKP. Tak więc pracownicy zarządu ściągają teraz należności od osób, które złapano bez biletu przed 2013 rokiem.

Gapowicze są problemem nie tylko w Bydgoszczy. W Krakowie karną opłatę udaje się wyegzekwować od połowy ukaranych, niemal 50-procentową skuteczność ma też Gdynia. W Poznaniu wygląda to podobnie jak w Bydgoszczy. W wśród miast, które podają stosowne dane, najlepiej radzi sobie stolica. W 2012 roku wyegzekwowano 58 procent kar, przed rokiem – 59 procent.

Ustawa Prawo przewozowe stanowi, że roszczenie z tytułu niezapłaconej opłaty za przewóz przedawnia się po upływie roku. Warto jednak pamiętać, że w przypadku uchylania się od zapłaty, przewoźnicy mogą wpisać gapowicza do rejestru dłużników lub dochodzić należności przed sądem.(zet)