Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nie lubi siedzieć za piecem

Maria Warda
Stanisław Tarasiuk zapewnia, że aktywne życie jest najlepszą receptą na zachowanie młodzieńczego entuzjazmu
Stanisław Tarasiuk zapewnia, że aktywne życie jest najlepszą receptą na zachowanie młodzieńczego entuzjazmu Maria Warda
Stanisław Tarasiuk, przewodniczący partii Koła Powiatowego Emerytów, Rencistów i Osób Niepełnosprawnych, znany jest z przyjaznego nastawienia do ludzi. Największą radość sprawia mu możliwość pomagania im.

Jest Pan człowiekiem bardzo aktywnym, aż trudno uwierzyć, że od wielu lat przebywa Pan na emeryturze.Przekroczyłem już osiemdziesiątkę, ale czuję się młody duchem. Może to wpływ mojego wesołego usposobienia, może fakt, że ciągle ciągnie mnie do ludzi, bo wśród nich bardzo dobrze się czuję.
Jest Pan przewodniczącym partii, której celem jest walka o lepszy byt emerytów. Czy ta mała organizacja ma możliwość realizowania swych statutowych założeń?Miałaby, gdyby nasz głos Koła Powiatowego Emerytów, Rencistów i Osób Niepełnosprawnych się liczył. Niestety, na szczeblu centralnym są nieporozumienia między partią a związkiem o tej samej nazwie, które finansowo godzą w los emerytów i rencistów.
Jednym z postulatów rodzącej się w minionym już wieku „Solidarności” była likwidacja starego portfela. Czy ten punkt odszedł w zapomnienie?Moim zdaniem jest źle realizowany. Emerytury są rewaloryzowane procentowo. To jest dobre dla osób, które mają wysokie świadczenie. Jeśli ktoś ma małe, jego emerytura po rewaloryzacji wzrasta o 20-30 złotych. Sprawiedliwie byłoby gdyby emerytury były zwiększane kwotowo.
Czy polski emeryt musi korzystać z dożywiania przez organizacje charytatywne?Prowadziliśmy nawet taką akcję. Sprowadzaliśmy suche produkty, ale zrezygnowałem z tej formy. Było za dużo roszczeń. Uważam, że dziś w Polsce dożywiać należy bardzo wiele osób, nie tylko emerytów, a nawet tych, którzy pracują za najniższą krajową. Tego za czasów mojej aktywności zawodowej nie było. Ludzie sami byli w stanie zarobić na swe wyżywienie i utrzymanie mieszkania.
Nie jest Pan rodowitym żninianinem?Pochodzę z Lubelszczyzny. Studiowałem rolnictwo w Poznaniu. To były czasy, kiedy dostawało się nakaz pracy. Ja dostałem nakaz do POM-u w Żernikach pod Żninem. Całe moje życie zawodowe było związane z rolnictwem.
Jako działacz społeczny dotykał Pan różnych sfer życia. Która dziedzina sprawiła Panu najwięcej satysfakcji?Najwyżej cenię sobie pracę w sądzie. Byłem ławnikiem przez 40 lat, czyli 10 kadencji. Zasiadałem w Sądzie Rejonowym i Wojewódzkim - dziś Okręgowym. Ostatnie trzy kadencje przewodniczyłem Radzie Ławników. Uczestniczyłem w sprawach karnych, cywilnych i rodzinnych, a w Bydgoszczy w Sądzie Pracy i Ubezpieczeń Społecznych. Niestety, weszła Ustawa, która określa, że osoba po 65. roku życia nie może być ławnikiem, to wielki błąd, bo starszy ławnik, powiedzmy emeryt, może być o wiele bardziej przydatny niż młody. Ma więcej czasu i doświadczenia.
Czy rzeczywiście ławnik ma jakiś wpływ na wyrok? Była taka poważna sprawa malwersacji pieniędzy przez pracownicę największego w latach 70. minionego wieku Domu Towarowego przy ulicy 700-lecia w Żninie. Sędzia wydał wyrok większy jak żądał prokurator, chyba 15 lat pozbawienia wolności. Ławnicy w swoim sumieniu uważali, że to kara zbyt wysoka. Sprzeciwiliśmy się podpisaniu protokołu. Sędzia napisał na nas skargę do prezesa sądu, ale nic nie wskórał. Zgodnie z ówczesnymi przepisami, musiał zarządzić posiedzenie, na którym ławnicy dokonali oceny i zapadł wyrok zaakceptowany przez ławników, o połowę mniejszy niż chciał sędzia.
Oskarżeni lubią mawiać, że w sądzie sprawiedliwości się nie znajdzie...Jest też powiedzenie „załatwili jak chłopa w sądzie”. Ja jednak nie uważam, aby w naszym sądzie było źle. Owszem, zdarzały się sytuacje, kiedy oskarżony nie poczuwał się do winy i występował bez adwokata. Zdarzało się, że broniłem takiego oskarżonego. Z sentymentem wspominam czasy, gdy prezesem żnińskiego sądu był Wojciech Jarzembski. To był niezwykle pracowity sędzia, pasjonat turystyki. Lubił ludzi. Nie chciałbym krzywdzić innych, bo i sędzia Jacek Krysztofiak, który był pierwszym prezesem sądu po przywróceniu go do Żnina, to człowiek wysokiej kultury, oddany ludziom. Z Wojciechem Jarzembskim po prostu pracowałem najdłużej.
Był Pan czołowym działaczem „Pałuczanki”. Nie roni Pan łez nad jej upadkiem?Serce się kraje. Nasz klub spadł do „A” klasy, bo nie ma kto grać. Myślę, że doszło do tego z powodu braku inwestora strategicznego. Pieniądze, które daje miasto są za małe, aby utrzymać seniorów, juniorów starszych i młodszych. Za naszych czasów wiele zakładów pracy dokładało do utrzymania klubu.
Działając na tylu polach był Pan pewnie gościem w domu. Jak żona to znosiła.Byliśmy i jesteśmy zgodnym małżeństwem. Żona nie pracowała, a ja wyznawałem zasadę, że muszę dbać o to, aby nie miała kłopotu z utrzymaniem domu. Z ufnością oddawałem jej zarobione pieniądze, bo była dobrym ekonomistą. Dobrze zarządzała naszym budżetem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!