Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gnida ze zgodą na piśmie

Sławomir Bobbe
Sławomir Bobbe
Co starsi Czytelnicy „Expressu” pamiętają, jak walczono z wszami w czasie, gdy sami chodzili do szkoły.

To była krótka piłka - na dowolnej lekcji, zwykle na tzw. godzinie wychowawczej, do klasy wpadała pielęgniarka i powoli, ale systematycznie, przeczesywała włosy całej gromadzie w poszukiwaniu wszy, gnid i innego robactwa. Jak znalazła - mówiła - Iksiński po lekcji proszę przyjść do mojego gabinetu. Nie trzeba było być klasowym prymusem, by zorientować się, że właśnie u Iksińskiego znaleziono wszy.

Cóż, życie Iksińskiego przez następne dni było nie było usłane różami, bo dzieciaki wytykały go palcami. Plusem było to, że ewentualną epidemię duszono w zarodku. Dziś badania odbywają się z nieco większą finezją i poszanowaniem praw ucznia. O ile się odbywają, bo teraz trzeba o pozwolenie pytać rodziców.

Zwykle jestem za tym, by państwo trzymało jak najdalej łapy od dzieci, ale w tym wypadku takie umywanie rąk mi się nie podoba. Jako rodzica nie interesuje mnie, że ktoś nie zgadza się na badanie swojego dziecka. To znaczy - może się nie zgadzać, ale niech weźmie odpowiedzialność za jego zdrowie i higienę. Nie mam ochoty denerwować się pasożytami na głowie własnego dziecka i płacić za leczenie, bo ktoś zaniedbał swoje i nie robi nic, by jego pociecha nie roznosiła „gości”. Poniekąd to szkoła jest odpowiedzialna za to, by tak właśnie było. Oddając dziecko do szkoły oczekuję, że będzie tam bezpieczne, także od strony „sanitarnej”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!