Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W Bydgoszczy jest dobry klimat dla festiwalu [WYWIAD]

Redakcja
Marek Żydowicz, szef festiwalu Camerimage
Marek Żydowicz, szef festiwalu Camerimage
Festiwal Camerimage zaczyna się w sobotę, 15 listopada. Impreza potrwa do 22 listopada. Rozmawiamy z dyrektorem festiwalu MARKIEM ŻYDOWICZEM.

Jak zmienił się festiwal przez te 21 lat? Czego nauczył się Pan, jako szef Camerimage?
Rozwój festiwalu jest zadowalający, ale nie taki, jakbym chciał. Uważam, że Camerimage mogłoby dawać znacznie więcej, gdyby istniała odpowiednia infrastruktura. Nie chcę się powtarzać, ale wciąż brakuje centrum festiwalowego z prawdziwego zdarzenia, w którym można by organizować tego typu imprezy na profesjonalnym poziomie. Ubolewam nad tym, że potrafimy budować stadiony za miliardy złotych, a nie potrafimy wybudować takiego centrum za kilkaset milionów. Mogłoby ono obsługiwać wiele międzynarodowych imprez artystycznych czy kulturalnych, organizowanych w kraju. Co do samej idei festiwalu, to cieszę się, że technologie filmowe tak dynamicznie się rozwijają, że cały czas dają nam dodatkową motywację do szukania nowych inspiracji. Cieszę się, że nasza praca została zauważona przez najwybitniejsze instytucje filmowe na świecie, takie jak magazyn Variety, Amerykańska Akademia Filmowa, czy firmy, takie jak np. ARRI (jeden z największych producentów i dystrybutorów kamer i sprzętu filmowego - przyp. autora). Cieszy też fakt, że jesteśmy zapraszani do różnego rodzaju federacji i stowarzyszeń operatorskich. To dowód, że festiwal się rozwija. Jako organizatorzy Camerimage mamy za sobą lata doświadczeń. Ubolewam jednak nad jednym, że cały czas, pomimo iż zmienia się wiele, nie zmienia się mentalność w Polsce. Polak niechętnie patrzy na sukces innego Polaka.

CZYTAJ TEŻ:22. Międzynarodowy Festiwal Filmowy Camerimage 2014 rusza 15 listopada [PROGRAM]

A Bydgoszcz? Podpisaliście z miastem umowę na kolejne trzy lata współpracy, więc chyba nie jest tak źle z tą mentalnością.
Jeśli chodzi o organizację, to dobrze dogadujemy się z Operą Nova. Pomoc ze strony ratusza jest fantastyczna. Niezwykle istotna jest współpraca z Urzędem Marszałkowskim, który zawsze wspiera nasze inicjatywy. Jedynym mankamentem jest infrastruktura.

Atmosfera dla festiwalu jest tutaj przyjazna, choć zdaję sobie sprawę, że mogą pojawiać się głosy krytyczne, ponieważ podmioty publiczne korzystają z festiwalu do promocji własnej i Polski za poważne pieniądze.

Bydgoszcz znam dobrze. Urodziłem się w Świeciu i często w Bydgoszczy bywałem. Tu grywałem w tenisa. W Fordonie mieszkała moja babcia. Uważam, że jest to miasto, którego mieszkańcy są inni niż np. mieszkańcy Łodzi. Znaczenie ma chyba granica kulturowa, która oddzielała Prusy od Polski centralnej, wciąż widoczna w mentalności.

Mam wrażenie, że tutejsze społeczeństwo jest bardziej uporządkowane i mniej inwazyjne niż w Łodzi, gdzie powstał pewien konglomerat zachowań, które są niekoniecznie konstruktywne. W Bydgoszczy mamy do czynienia z czymś, co bym nazwał pewnym oporem przed zmianami.

Bardzo przypomina mi to naszego zachodniego sąsiada. Jeśli jest tam jakieś niezadowolenie, to jest ono wyrażane w bardzo umiarkowany sposób. Podobnie jest w Bydgoszczy. Gdybyśmy wyzwolili trochę polskiej fantazji w pozytywnym kierunku i wykorzystali możliwości, jakie w tej chwili mamy (a będziemy mieli tych możliwości coraz więcej), to byłoby na pewno lepiej. Myślę, że Bydgoszcz powinna spróbować zbudować coś, co mogłoby być bydgoską wieżą Eiffla czy bydgoskim Muzeum Guggenheima - obiektem, z którym miasto mogłoby się utożsamiać i który mógłby przyciągnąć turystów.

Przejdźmy do repertuaru tegorocznego festiwalu. Obok Alana Rickmana, jednym z gości będzie niezwykle ciekawy brytyjski reżyser - Stephen Daldry. Zdążył go Pan poznać?
Nie, nie miałem okazji, ale bardzo dobrze znam jego twórczość. Cieszę się, że zgodził się przyjąć Nagrodę za Wybitne Osiągnięcia w Reżyserii. Wprawdzie nie zrobił wielu filmów, ale w zasadzie każdy z nich jest bardzo ważny dla współczesnej kinematografii. Daldry stworzył filmy, które pozostaną w nas na zawsze, nie tylko dlatego, że przedstawiają ważne historie, ale także ze względu na sposób, w jaki zostali poprowadzeni aktorzy.

Zarówno chłopiec grający Billy’ego Elliota czy tacy geniusze aktorstwa, jak Ed Harris, Meryl Streep czy Nicole Kidman. W ich rolach widać duży udział reżysera. Oprócz Stephena Daldry’ego i Alana Rickmana, nagrodzimy także autora zdjęć Caleba Deschanela („Patriota”, „Pasja”), reżysera Philipa Kaufmana („Nieznośna lekkość bytu”, „Pierwszy krok w kosmos”), montażystę Martina Walsha („Chicago”, „V jak vendetta”), scenografkę Jeannine Oppewall („Tajemnice Los Angeles”, „Złap mnie, jeśli potrafisz”), dokumentalistkę Kim Longinotto („The Day I Will Never Forget”, „Rough Aunties”) oraz reżysera wideoklipów Jonasa Åkerlunda (pracował z Madonną, Lady Gagą, Prodigy, The Rolling Stones i wieloma innymi artystami).

Wiem, że to pytanie pada często przed rozpoczęciem festiwalu, ale czy możemy spodziewać niespodzianek, jeśli chodzi o gości?
Gości, o których warto wspomnieć, jest bardzo dużo. Jednym z nich jest Fatih Akin, z którym współpracował Allan Starski. Fatih jest Turkiem mieszkającym w Niemczech. Bardzo fascynuje mnie jego twórczość. Filmy, które tworzy opowiadają o problemach mniejszości. Wśród jurorów nie zabraknie Rolanda Joffé, twórcy „Misji” czy „Pól śmierci”.

Pojawi się także Roger Spottiswoode. Będziemy gościć na Camerimage około 500 artystów z branży filmowej oraz około 1000 studentów. Pojawi się wielu polskich twórców, między innymi Krzysztof Zanussi, Lech Majewski, Piotr Sobociński Jr., Krzysztof Skonieczny, Kacper Fertacz i inni. Na szczęście jest ich na Camerimage coraz więcej. Coraz więcej z nich ma odwagę, by skonfrontować się ze światowym kinem.

No właśnie. Wiele mówi się o tym, że polskie kino na tle świata nie jest zbyt ciekawe, że brakuje nam dobrego kina gatunkowego, że brakuje nowych kanonów, które byłyby rozpoznawalne na świecie. Zgadza się Pan z tym?
Dyskutowałem o tym ostatnio z Agnieszką Holland w kontekście filmu „Jack Strong”, w którym nie wykorzystano do końca szansy na kino gatunkowe na zachodnim poziomie. Jednocześnie jestem bardzo pozytywnie zaskoczony takimi filmami, jak „Bogowie”, „Obce ciało” Zanussiego, poetyckim i trudnym obrazem „ONIRICA - Psie pole” czy nawet „Hardkor Disko”.

Wróćmy do kina światowego. Czy zauważył Pan ostatnio jakichś nowych twórców albo nowe zjawiska w kinematografii, które Panem wstrząsnęły?
Te filmy znajdują się w konkursach Camerimage, w szczególności w Konkursie Głównym i Konkursach Debiutów. Ciekawią mnie także te filmy, które realizowane są przy pomocy łączenia różnych technologii. Duże wrażenie zrobił na mnie film „Grawitacja”, obejrzany na dużym ekranie w Los Angeles, kiedy gościłem tam na gali rozdania nagród American Film Institute. Fascynuje mnie kino przyszłości i kierunek, w jakim może ono pójść.

I tu pojawia się kwestia nowych technologii lub modyfikacji starych technologii, które do niedawna jeszcze były tymi głównymi. Istnieje mała grupka artystów, można by powiedzieć, marginalizowanych przez Hollywood, ale jednak dość aktywnych i wierzących w swoją misję. Myślę, że w niedługim czasie będziemy zaskoczeni nowymi rodzajami projekcji i realizacji, właśnie pod względem technologicznym. Zastanawiam się jednak, czy twórcy będą w stanie doprowadzić do większego zrównoważenia pomiędzy tematyką rozrywkowo-komercyjną, a „kinem problemów”, które może być cichym doradcą i przyjacielem, zwłaszcza w tym ogromnym osamotnieniu, w jakim żyje współczesny człowiek. W dobie upadku autorytetów, takie kino może być ratunkiem, tak jak kiedyś literatura. To ważne, zwłaszcza, gdy komercjalizacja w kinie jest tak drapieżna.

Co Pana jeszcze drażni we współczesnym kinie?
Najbardziej to, co nazywa się głupim eksperymentowaniem. Albo próbą pokrycia braku umiejętności i rzemiosła hasłami „video art” czy „eksperyment filmowy”. Dla mnie większość tych dzieł to bełkotliwa rejestracja i bełkotliwa publicystyka. Nie ma w tym rzemiosła. Nie ma tego, co stanowi o wyjątkowości kina. Oburzające jest to, że wielu dyrektorów festiwali umieszcza tego typu „twórczość” w swoich programach. Po prostu nie znoszę dobudowywania ideologii do czegoś, gdzie ideologii nie ma.

Oprócz tego, że jest Pan twórcą Camerimage, to jest Pan także reżyserem i producentem. Planuje Pan jakieś projekty w najbliższej przyszłości?
Mam nadzieję, że tak. Być może w przyszłym roku, ale nie chciałbym się wdawać w szczegóły.

Jak widać, Camerimage to praca na pełen etat. Czy jest taki moment w ciągu roku, kiedy mówi Pan sobie „dość, muszę odpocząć”?
To trudne pytanie. Mam taki zawód, że sam sobie układam amplitudę obowiązków i ich braku. Bywa z tym różnie. Czasem jest tak, że praca pochłania mnie całkowicie i nie odczuwam potrzeby relaksu. Zresztą, często relaksuję się przez pracę. Czasem jest tak, że męczy mnie brak pracy, nowej idei, czy nowego pomysłu. Reszta niech pozostanie moją tajemnicą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!