Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Budując nową historię

Dominika Kucharska
Tomek Czachorowski
Jako jedna z nielicznych firm w regionie przetrwała przemiany ustrojowe, wejście do Unii i światowy kryzys. Dziś eksportuje produkty na cały świat, a dla klientów stanowi synonim terminowości. Bydgoskie Zakłady Sklejek „Sklejka-Multi" SA świętują w tym roku stulecie istnienia. Wiele wskazuje na to, że to dopiero pierwszy z takich jubileuszów.

Wyobrażacie sobie ulicę Fordońską w Bydgoszczy bez charakterystycznego ciągu budynków z jasnożółtą elewacją i wysokim kominem z czerwonej cegły, rysującym się na horyzoncie? Trudno, prawda? Przez sto lat ten widok na dobre zapisał się w głowach mieszkańców. W błędzie jest jednak ten, kto myśli, że przekraczając bramę Bydgoskich Zakładów Sklejek „Sklejka-Multi" SA zderzy się z reliktem przeszłości. Ta prężnie działająca firma opiera się dziś na trzech nogach - pierwszą z nich jest tradycja, drugą - doświadczenie. Tą trzecią, która pozwala stabilnie ustać na grząskich polach współczesnego biznesu, stanowią innowacje.

Człowiek lasu

Gabinet prezesa zarządu Pana Tadeusza Kosienia mieści się na piętrze. Szarmancki biznesmen z podkręconym wąsem sadza nas przy prostokątnym stole. Na jego biurku leży stos pudełeczek i dyplomów - prezenty z okazji stulecia. Za przeszkloną witryną
dumnie prezentują się dwa modele stateczków. - Mamy uzdolnionego szefa ochrony. Zrobił to własnoręcznie, oczywiście ze sklejki - wyjaśnia prezes.

Tadeusz Kosień - absolwent Wydziału Technologii Drewna Uniwersytetu Przyrodniczego
w Poznaniu, Szkoły Zarządzania w Warszawie i podyplomowych studiów z organizacji i zarządzania na UMK w Toruniu - w Bydgoskich Sklejkach pracuje od pół wieku. Historia przedsiębiorstwa w dużej mierze pokrywa się z jego własną. Zapach kory i żywicy towarzyszy mu od pierwszych dni życia. - Jestem człowiekiem lasu - oznajmia i bynajmniej nie są to czcze słowa, bo pan Tadeusz przyszedł na świat w leśnym szałasie. - Rodzinie żołnierza Armii Krajowej nie było łatwo. Ojciec miał mały magazyn amunicji. Ktoś zdradził. Dom poszedł z płomieniami, a ojciec trafił
do więzienia. Mama była w ciąży. Musiała sobie radzić - wspomina.

Ten las ciągnął się za nim. Zamiast ogólniaka, młody Tadek wybrał Technikum Przemysłu Leśnego w Sobieszowie. W tamtejszym tartaku poznawał tajniki fachu. Był wzorowym uczniem. Po maturze trafił na staż do zakładu przy Fordońskiej - miejsca, w którym bardzo chciał pracować. O dziwo, już wtedy powierzono mu funkcję kierownika w składzie surowca.

Zasady budują sukces

Do „Sklejki” powrócił po służbie wojskowej, którą odbył na bydgoskim lotnisku, przestrajając częstotliwości radiowe. W wieku 27 lat wybrano go szefem produkcji sklejek, a tym samym został najmłodszym kierownikiem w historii tego przedsiębiorstwa. - To był szok. Inżynierowie kontra ja - chłopak po szkole średniej.

Dlaczego, więc postawiono na Pana? - Twarde wychowanie nauczyło mnie nieustępliwości i trzymania się zasad. Kierownictwo chyba potrzebowało kogoś takiego. Jestem spod znaku Barana. Nie uparty, ale konsekwentny w działaniu. Wymagający zarówno wobec siebie, jak i otoczenia.

Z takim charakterem nie pasował do lewych układów z poprzedniego systemu i takowymi się brzydził. „Tadek, dopisz mi tu parę metrów, żebym wyrobił plan” nigdy na niego nie zadziałało, chociaż słyszał to nieraz.

Łatwo z takim szefem „Sklejki” nie miało także Zjednoczenie, do którego przed laty należał zakład. Odmówił pisania raportów, a na dokładkę domagał się informacji o sytuacji branży na świecie, o cenach surowców. - Dla mnie, w gospodarce rynkowej do zarządzania firmą właśnie takie dane były potrzebne, a nie jakieś sprawozdania.

Jego nieugiętą postawę docenili inni producenci. W 1992 roku Tadeusz Kosień - już jako prezes zarządu „Sklejka-Multi” SA - zaproponował utworzenie Stowarzyszenia Producentów Płyt Drewnopochodnych w Polsce. Dwa lata później należeli do Stowarzyszenia Europejskiego z siedzibą w Paryżu. Wymiana doświadczeń na zasadzie know-how wniosła wiele. - My wówczas czuliśmy się trochę jak zmoknięte kury. Dopiero otwieraliśmy się na świat. Reprezentanci innych krajów byli obyci, wsiadali w samolot i to dla nich nie było niczym nadzwyczajnym. Potrzebowaliśmy czasu, żeby dorównać Zachodowi - przyznaje prezes.

To jednak było pestką w porównaniu z próbami przełamywania mentalności pracowników w czasach prywatyzacji. - Powtarzałem jak mantrę, że w firmie cel jest wspólny i jest nim wynik, a naszym szefem jest klient. Wiele przedsiębiorstw nie przetrwało restrukturyzacji. Nie wprowadzały zmian, bo bały się strajków, ale zmieniał się świat i nie można było zostać w tyle. O problemach się nie mówi, problemy się rozwiązuje i właśnie to jest zadanie kierownictwa - podkreśla twardo.

Nowe spojrzenie

Po prawej stronie prezesa siedzi jego syn Mariusz Kosień - dyrektor handlowy firmy i członek zarządu „Sklejka-Multi” SA. Młody, rzeczowy człowiek z marketingowym zacięciem, na stuletnią firmę spogląda świeżym okiem. Absolwent czterech kierunków studiów podyplomowych, m.in., MBA w Wyższej Szkole Finansów i Zarządzania w Warszawie i Nowoczesnej Praktyki Zarządzania Firmą w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Docenia tradycję, ale wie, że teraz trzeba tworzyć nową historię.

Jego 10-letnie doświadczenie w handlu, zdobyte w firmach prywatnych, głównie z branży meblarskiej, okazuje się nie do przecenienia. - Funkcjonujemy w gospodarce globalnej. W skali światowej czy europejskiej nie jesteśmy dużym zakładem. Postawiliśmy sobie jednak kilka zadań, które realizujemy. Przede wszystkim jakość. Na nią kładziemy nacisk od samego początku. Od kilku lat funkcjonuje u nas zintegrowany system zarządzania firmą. Dzięki temu każda komórka tego wielkiego organizmu ma ze sobą szybki kontakt. To ważne, ponieważ naszym drugim zadaniem była terminowość dostaw. Producenci światowi potwierdzają terminy realizacji na miesiąc, bądź na tydzień. My podjęliśmy wyzwanie, aby potwierdzać na konkretny dzień. Tu osiągnęliśmy sukces. Zarówno dział handlowy, jak i produkcja ma jeden kierunek działania - tłumaczy pan Mariusz.

Na prom i rentgen

A jako, że w firmie przyjęto, że to klient wyznacza ten kierunek, to w ofercie „Sklejka-Multi" SA pojawiają się nowe wyroby. Jedną z nowości jest sklejka do malowania z przeznaczaniem na drzwi. - Zaczęliśmy ostrożnie, od produkcji kilku metrów. Obecnie miesięcznie wysyłamy dwa tiry takiej sklejki. Najwięcej jej trafia do krajów Beneluksu i Skandynawii - mówią.

Bydgoską sklejkę można znaleźć prawie we wszystkich państwach europejskich. Eksportowana jest także na Bliski Wschód. Wcześniej trafiała do Stanów Zjednoczonych, gdzie wykorzystywano ją do budowy popularnych tam domów, które mają przetrwać - mówiąc żartobliwie - do pierwszego huraganu. Po bydgoską sklejkę zgłosiła się także armia amerykańska, która stawiała z niej bazy wojskowe w Iraku i Afganistanie. Wielofunkcyjność sklejki sprawia, że tę produkowaną w Bydgoszczy
znajdziemy również na promach, w naczepach tirów, w modelach lotniczych, a nawet w kabinach rentgenowskich!

- Przez wiele lat sklejka była materiałem kojarzonym z przemysłem meblarskim i budowlanym, ale od tego odchodzimy. Konkurencja, w tym ta tania z Chin, zmiotłaby nas z rynku. Jeśli firmom budowlanym nie zależy na trwałości i po zrealizowaniu jednego projektu architektonicznego utylizują sklejkę, to oczywiście wybiorą tą tańszą. My natomiast współpracujemy z dużymi światowymi koncernami, które zajmują się wynajmowaniem szalunków. Taka sklejka musi wytrzymać przynajmniej 30-40 przełożeń i nasze dają radę - mówi dyrektor handlowy.

Głównym odbiorcą Bydgoskich Zakładów Sklejek jest przemysł transportowy - zarówno kolejowy, autobusowy, jak i motoryzacyjny. Jednym z klientów jest bydgoska PESA, która zamawia, m.in., sklejki głuszące dźwięki. - Jesteśmy także głównym dostawcą do firmy Volvo Autobusy Polska i dodam, że jedynym, jeśli chodzi o dostawców polskich - podkreśla prezes Kosień.

Co nie zabije, to wzmocni

W długiej historii Bydgoskich Sklejek nie brakowało trudnych momentów. Ten ostatni przypadł na lata 2008-2010, kiedy w większości firm na świecie hulał kryzys, koszący zarówno szprotki, jak i grube ryby. Można powiedzieć, że ten okres „Sklejka-Multi" SA przetrwała w miarę bezpiecznie. Oczywiście ponosiła straty, ale ani razu nie zdarzyło się, żeby klient im nie zapłacił.

Były zwolnienia? - Nie. Zamiast nich było obniżenie wynagrodzeń i naturalna selekcja - ci którzy mogli, szli na emeryturę. Na ich miejsce nie zatrudnialiśmy nowych osób. Niestety, rozmowy ze związkami były strasznie trudne. Dla nich ten ogólnoświatowy kryzys był daleko, gdzieś za oceanem. Bardzo to przeżyłem. Stres przypłaciłem zawałem - przyznaje prezes.

Dziś firma ma się bardzo dobrze. W skali ostatnich dwóch lat produkcja zwiększyła się o 20 procent. Zamówień nie brakuje. Na ten i przyszły rok planowane są ogromne inwestycje i poszerzania oferty. Zakład zatrudnia blisko 340 osób. 50 lat temu załoga liczyła około 700 osób. Technologia i innowacje sprawiły, że tyle rąk do pracy nie jest już potrzebne, bo zastępują je nowoczesne maszyny.

Zarówno prezes, jak i dyrektor handlowy największe niebezpieczeństwo upatrują w niczym nieskrępowanej otwartości polskiego rynku. - Otworzyliśmy drzwi wszystkim firmom handlowym z całego świata i na tym tracimy. Konkurencja w branży jest wskazana, ale w innych państwach pierwszeństwo mają jednak firmy krajowe. Biznes nie powinien polegać na wchodzeniu na rynek i dawaniu cen dumpingowych, które mają zabić produkcję krajową. My honorujemy w Polsce wszystko, natomiast, mimo że jesteśmy w Unii, to polskie certyfikaty nie są honorowane za granicą - podkreśla Mariusz Kosień.

Marki nie zatracimy

Na bydgoską „Sklejkę”, jak na łakomy kąsek spoglądali najwięksi gracze ze sklejkowej branży w Polsce. Pojawiały się zapytania od firm tworzących Grupę Paged - krajowego lidera - oferujące Bydgoskim Zakładom podwykonawstwo. - Odpowiedziałem wtedy jasno, że my swojej marki nie zatracimy. Klienci oceniają nas jako najsolidniejszą firmę sklejkową w Polsce i niech tak pozostanie - mówi z dumą prezes Kosień.

Jak ojcu pracuje się z synem i vice versa? Zgodnie twierdzą, że przez 10 lat działania w duecie kłótnie
się nie zdarzały. Bywa, że ich zdania są odmienne - mają w końcu bagaż innych doświadczeń, ale
nie drą kotów. Zamiast tego szukają złotego środka między tradycją a postępem. - Zanim syn przyszedł do tej firmy, to przez 10 lat musiał się kształtować w firmach prywatnych. Mam do niego zaufanie. Dziś, jak chce się funkcjonować, to trzeba zabiegać o klienta. Tempo nadaje dział handlowy, więc do działań syna i szefa produkcji wtrącam się bardzo rzadko - mówi prezes.

Gdy zwiedzamy zakład prezes z dumą prezentuje nowoczesną kotłownię na biomasę. Ogrzewa
ona całą fabrykę, wykorzystując odpady z obróbki drewna. Efekt - gigantyczne oszczędności. Panowie
witają się z każdym mijanym pracownikiem. - Zapomniałem pani powiedzieć, że na zakładzie
prezes ma pseudonim „Tata” - wtrąca pan Mariusz. - Bo ja zawsze powtarzam, że trzeba być blisko ludzi - kwituje prezes.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera