Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozpacz i uwodzenie

Dominika Kucharska
Tomek Czachorowski
Teraz jesteś Cyganką z dużą pupą i biustem. Jest ci ciężko, ale w pełni akceptujesz swoje ciało, a ono cię słucha. Biodra kołyszą się mimowolnie, gdy stawiasz krok w bok, ale nie tak, jak na fitnessie.

Nie lubię, gdy mży. Powiem więcej, od leniwej mżawki wolę grad, ale zdążyłam się przyzwyczaić, że
pogoda nie ma w zwyczaju słuchać moich życzeń. No i właśnie w ten jesienny czwartek zaserwowała mi i reszcie bydgoszczan kilka godzin z ciemnymi chmurami, monotonnie wypluwającymi z siebie drobne krople. Dziś ta mżawka drażni mnie jednak odrobinę mniej. Za chwilę mam poczuć na sobie słońce Hiszpanii, choć wcale nie kieruję się do hali odpraw na lotnisku. Zostaję tu, ale idę na pierwszą lekcję flamenco!

Gorąca krew

Na tyłach restauracji „Pod Papugami”, w ogromnej, ozdobnej sali z kryształowymi żyrandolami, zwisającymi z wysokiego sufitu, czeka na mnie Dorota Dzięcioł - tancerka flamenco i muzyk w jednej drobnej osobie. Jej czarne, spięte w zgrabny kok włosy dzieli równy przedziałek. Długa spódnica, czerwone, wiszące kolczyki i czarne buty na niskim obcasie. Wygląda bardziej na Hiszpankę, niż rodowitą mieszkankę nadwiślańskiej krainy. - Zawsze mówię, że w tych żyłach płynie gorąca krew - mówi, wskazując teatralnie na nadgarstki.

Trafiałam w dobre ręce - moja nauczycielka szkoliła się pod okiem Alicji Moreny i mistrzów światowych scen, takich jak: Ana Azules, Vicky Barea, Teo Barea, Matilde Coral, Mercedes Ruiz, Belen Cabanes, Merche Esmeralda czy Javier Latorre. - To moje powietrze - odpowiada, gdy pytam, czym jest dla niej flamenco.

Ściana luster, przed którą stajemy, potrafi onieśmielić i tak właśnie na mnie działa. Czuję lekką tremę, bo w życiu nie byłam na lekcji tańca, nie licząc epizodu w podstawówce, kiedy to opasły pan z wąsem a`la Wałęsa próbował nauczyć naszą klasę hip-hopu. - Powiedzcie rodzicom, że wystarczy zapłacić, tyle co za kilo kiełbasy - do dziś pamiętam jego marketingową gadkę. Hip-hopu się nie nauczyłam, ale to nie zdołało ugasić mojego zapału. W trakcie godzinnej lekcji jestem w stanie poznać zaledwie ułamek podstaw flamenco, dlatego nie chcę zmarnować ani chwili.

Oj, ciężko…

W tańcu flamenco kość ogonowa jest schowana. Już sama ta postawa nie jest łatwa do utrzymania, bo przy tym wszystkim plecy muszą pozostać wyprostowane, choć ramiona powinny delikatnie opadać. Widząc się w lustrze mam wrażenie, że wyglądam pokracznie. To wrażenie jeszcze narasta, gdy spoglądam w lewo i porównuję się z Dorotą. U niej każdy element ze sobą współgra, wygląda tak jakby urodziła się, aby przyjmować taką właśnie postawę, choć w rzeczywistości stoją za tym lata wyczerpujących ćwiczeń.

- Przełóż ciężar ciała na nogi i wyobraź sobie, że twoje pośladki ważą jakieś 300 kilo. Dołóż jeszcze kila cegieł do przednich kieszeni. Teraz jesteś Cyganką z dużą pupą i biustem. Jest ci ciężko, ale w pełni akceptujesz swoje ciało, a ono cię słucha. Biodra kołyszą się mimowolnie, gdy stawiasz krok w bok, ale nie tak, jak na fitnessie. O, dobrze, widzisz! Tak jakby były na gumie i ktoś je ciągnął do góry, raz w jedną, raz w drugą stronę - tłumaczy.

Zaczyna się ciekawie, ale od pierwszych chwil wiem, że to nie będzie jakieś „rączka w prawo, nóżka w przód”. Co chwila muszę sobie przypominać o dodatkowym ciężarze, który tak naprawdę mi nie ciąży. W głowie mam fragment książki, w którym Jason Webster opisuje kobietę tańczącą flamenco - „Oddycha ciężko, jej nogi zdają się wrastać w ziemię, nieruchomieje z wysuniętym podbródkiem, błyszczącymi oczami i wyrazem bólu na twarzy. (…) Z opuszczonymi rękoma rozcapierza palce, jakby wchłaniała niewidzialną energię.”

Ja też oddycham ciężko, ale o wchłanianiu niewidzialnej energii nie ma mowy. Zamiast tego z całych sił skupiam się, żeby zapamiętać kroki. Sęk w tym, że w prawdziwym flamenco nie o to chodzi. Emocje powinny nieść moje stopy i ręce. Może do tego dojdę. W każdym razie nie składam broni, próbuje dalej. Prawą nogą robię krok w bok, lewa posłusznie wędruje za nią, ale pod koniec ucieka do tyłu. Gdy dotknie ziemi, w górę unoszę znów prawą nogę. Potem to samo, ale w drugą stronę. Takt na cztery. Opanowane!

Dajesz i zabierasz

Sytuacja zaczyna się komplikować, gdy do kroków dochodzą ruchy wykonywane rękoma. Musielibyście zobaczyć, jak robi to Dorota. Teraz jej dłonie przypominają kwiatowy pąk, rozkwitający w przyspieszonym tempie. Tak wieńczy każdy ruch ręki. Zgina i rozprostowuje palce z taką gracją, że trudno mi oderwać od tego widoku wzrok, nie mówiąc już o odtworzeniu czegoś choćby podobnego. - Układaj rękę tak, jakbyś coś dawała, a gdy powracasz do pozycji wyjściowej, to pamiętaj, że ten podarek zabierasz ze sobą - tłumaczy obrazowo moja nauczycielka.

Na razie udaje mi się opanować poszczególne elementy minichoreografii, którą ćwiczymy, ale jak próbuję złożyć to w całość… Nie zmienia to faktu, że w tej pięknej sali unosi się pasja i duch hiszpańskiej fiesty. Z gardła Doroty co jakiś czas wydobywają się wyśpiewywane hiszpańskie wersy. - Głos to przedłużenie naszego ciała - tłumaczy. I znów przypomina się mi się Webster. „Skłoniła głowę, wyciągnęła rękę w bok, a jej dłonie wirowały jak języki ognia. Jej twarz miała intensywny, niemal bolesny wyraz”. Twarz Doroty, jej gesty są właśnie tak intensywne. Zatraca się w tańcu, a jednocześnie prowadzi mnie za rękę po zawiłościach, które odkrywam po raz pierwszy.

Na gitarze akompaniuje nam Sławek Dolata - ceniony muzyk, prezes Fundacji Duende Flamenco, dyrektor artystyczny „Duende” Festiwalu Flamenco, odbywającego się corocznie w Poznaniu. Tak więc - dwie pary oczu profesjonalnych artystów spoglądają na moje marne podrygiwania.

- We flamenco całe nasze ciało to instrument perkusyjny. Klaszczesz, uderzasz dłońmi o uda i brzuch, tupiesz nogami o ziemię - przypomina Dorota, gdy dołączmy kolejne elementy. Jestem jak perkusja, a mój tyłek waży 300 kilo - powtarzam w myślach.

Ładne? Niekoniecznie

Jaka jest kobieta tańcząca flamenco? Różna, jak to kobieta. Raz może być smutna, innym razem szczęśliwa, romantyczna, tajemnicza, zrozpaczona, wkurzona, uwodzicielska, a jeszcze kiedy indziej śmiało balansująca na granicy sprośności. Każdy z tych stanów łączy jeden wspólny pierwiastek - kobieta we flamenco, nawet pogrążona w największej rozpaczy, wie, czego chce. Odzwierciedleniem tego są szeroko rozstawione łokcie - bo każda flamecita umie rozpychać się łokciami. Mnie na początku to nie wychodzi. Za to na światło dzienne wypływa wychowanie, które zawsze nakazywało pokorę, skromność i trzymanie łokci blisko ciała.

- Flamenco nie musi być ładne. Jego stylów jest mnóstwo. Poza radosnym chico, mamy bolesne hondo i cały wachlarz stylów pośrednich. To wszystko jest wynikiem mieszania się kultur - tej rdzennej hiszpańskiej, cygańskiej, żydów sefardyjskich, a nawet elementów kultury mauretańskiej - tłumaczy tancerka.

W tym tańcu nie kierujemy się utartymi schematami, jeśli chodzi o wygląd. - To nie jest taniec klasyczny, gdzie tancerkę dobiera się do zespołu, biorąc pod uwagę jest wzrost, urodę, a nawet kolor włosów. Flamenco pozwala pokochać swoje ciało bez względu na to, jakie ono jest. Każdym ciałem można wyrazić siebie, ale trzeba nad tym popracować - słyszę.

Szczerość przychodzi z wiekiem

Z Dorotą Dzięcioł magię flamenco w trakcie warsztatów poznają zarówno brzdące, mające kilka lat, jak i seniorzy. Temperament Polaków różni się od tego hiszpańskiego, więc przełamanie się bywa kłopotliwe. - Wielokrotnie obserwuję ogromną blokadę, gdy trzeba ruszyć biodrem, pokazać się od bardziej zmysłowej strony. To paradoks, bo codziennie oglądamy teledyski czy reklamy, ociekające seksualnością, a jak stoimy ubrane od szyi po kostki, to ruszenie biodrem wydaje nam się nieprzyzwoite. Ten wewnętrzny opór z czasem znika. Po kilku lekcjach w bujaniu biodrami dostrzegamy coś pięknego, ze smakiem. Cudowne we flamenco jest także to, że ten taniec można tańczyć bardzo długo, a do niektórych form wręcz trzeba dojrzeć. W pamięci utkwił mi występ pań, które miały na pewno powyżej 70 lat, a to ich flamenco było tak niezwykle szczere, podbudowane prawdziwym bagażem doświadczeń - wspomina Dorota.

Tańczymy dalej. O dziwo udaje mi się powtórzyć choreografię, choć nie jest to mistrzostwo świata, a nawet powiatu… Flamenco jest piękne, łatwo się w nim zakochać, ale żąda od nas cierpliwości, potu i poświęcenia. Ten wymagający kochanek nie pozostaje jednak dłużny - daje wiele w zamian. Odkryje przed nami naszą własną cielesność, wypchnie na wierzch pewność siebie, drzemiące głęboko emocje. A może kiedyś uda się też poczuć to mistyczne
duende, o którym marzą pasjonaci flamenco. Czym ono jest? „To jest śpiewać tak, że potem nie możesz mówić. Albo grać, dopóki nie zaczną krwawić ci palce. To jest docieranie tak daleko, jak tylko się da, a potem robienie jeszcze jednego kroku”.

Użyte w tekście fragmenty pochodzą z książki „Duende - w poszukiwaniu flamenco” Jasona Webstera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!