Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mistrzostwa oddane walkowerem

Krzysztof Wypijewski
Co trzeba zrobić, aby pojechać na mundial? Odpowiedź jest prosta - przebrnąć przez eliminacje. Nie zawsze jednak tak było. Zdarzało się, że piłkarzy zatrzymywały w domu dziury w budżecie albo decyzje polityków.

Co trzeba zrobić, aby pojechać na mundial? Odpowiedź jest prosta - przebrnąć przez eliminacje. Nie zawsze jednak tak było. Zdarzało się, że piłkarzy zatrzymywały w domu dziury w budżecie albo decyzje polityków.

<!** Image 2 align=right alt="Image 25478" >Aby pojechać na pierwszy mundial do Urugwaju w 1930 roku, wystarczyło... zgłosić chęć udziału w imprezie. Gospodarze zobowiązali się bowiem pokryć koszty przejazdu i pobytu wszystkich drużyn. Dla wielu zespołów, zwłaszcza z Europy, to było jednak za mało. Piłkarze byli bowiem amatorami i za futbolówką uganiali się wyłącznie w wolnych chwilach. Nie każdy mógł załatwić sobie blisko dwa miesiące urlopu.

Nie każdy miał też tyle szczęścia co Rumuni. Zawodników tego kraju poparł sam król Karol, który zażądał od pracodawców piłkarzy udzielenia im płatnych urlopów. Nie udało się jednak nakłonić do startu drużyn brytyjskich, wspaniałego austriackiego „Wunderteamu”, jak również Czechosłowacji, Szwecji, Węgier, Hiszpanii i Włoch. Ostatecznie Stary Kontynent reprezentowany był przez Francję, Belgię, Jugosławię i Rumunię.

Nie pojechali, musieli płacić

Tak jak mistrzostwa w Urugwaju można było nazwać otwartymi mistrzostwami Ameryki, tak mundial we Włoszech zasługiwał raczej na miano mistrzostw kontynentu europejskiego. Zabrakło na nim ponownie Anglików. Ci ostatni uważali, że jako nacja, która wymyśliła futbol, są najlepsi na świecie i nie muszą udowadniać swojej wyższości w mistrzostwach. Nie było też triumfatorów sprzed czterech lat, Urugwajczyków. Miał to być rewanż za zbojkotowanie przez czołowe drużyny europejskie mistrzostw świata w 1930 roku.

<!** reklama left>Do Włoch przybyły ekipy Brazylii i Argentyny, jednak przyjechały bez swoich czołowych piłkarzy. Najlepsi Brazylijczycy nie uzyskali zgody swoich klubów na wyjazd do Europy. Z kolei Argentyńczycy obawiali się, że część piłkarzy może po mistrzostwach pozostać w Europie i naturalizować się, tak jak kilku świetnych graczy z tego kraju uczyniło to wcześniej, stając się silnymi punktami reprezentacji swych nowych ojczyzn.

Przed mundialem w 1934 roku w Europie pierwszy raz przeprowadzono eliminacje. Polaków los skojarzył z Czechosłowacją. 15 października 1933 roku na stadionie Legii w Warszawie wobec 15-tysięcznej publiczności biało-czerwoni przegrali 1:2 i była to porażka zasłużona. Co prawda, w 52 minucie obrońca Henryk Martyna strzałem z rzutu karnego wyrównał, ale dominujący rywale odpowiedzieli kolejnym golem.

Na cztery dni przed rewanżem, 11 kwietnia 1934 r., polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zdecydowało, że mecz zostanie oddany walkowerem.

„Wyjazd nie służyłby dobrze stosunkom międzynarodowym” - brzmiał oficjalny komunikat.

Warto przypomnieć, że stosunki pomiędzy obydwoma krajami były wówczas bardzo napięte. Trwał bowiem spór o przebieg linii granicznej, zwłaszcza na Śląsku Cieszyńskim.

I tak polityka wygrała ze sportem. FIFA ostatecznie nie podjęła wobec Polski żadnych sankcji, nakazując jedynie zwrócić Czechosłowakom „utracone korzyści” w kwocie 10 tysięcy złotych.

Także turniej we Francji w 1938 roku trudno nazwać mistrzostwami świata. Zabrakło czołowych drużyn Ameryki Południowej - Urugwaju oraz Argentyny. Sytuacja polityczna w Europie spowodowała niedopuszczenie do eliminacji drużyny Hiszpanii, w której trwała wojna domowa. Mimo wywalczenia awansu, w finałach nie mogła zagrać Austria, która dwa miesiące wcześniej przestała istnieć jako suwerenne państwo (została zaanektowana przez III Rzeszę). Nadal „nie bawiły się w te klocki” federacje brytyjskie, bojkotujące mistrzostwa.

Po zakończeniu II wojny światowej skompletowanie szesnastki finalistów okazało się zadaniem bardzo trudnym. Dwóm agresorom, Niemcom oraz Japonii, FIFA odmówiła prawa startu w eliminacjach. Same wycofały się Belgia i Austria. W Argentynie z powodu strajku piłkarzy nie udało się sklecić przyzwoitej ekipy i w końcu także ta federacja powiedziała „pas”.

W kwalifikacjach nie wystartowały zespoły z bloku wschodniego (w tym Polska). ZSRR dopiero przymierzał się do włączenia do międzynarodowego ruchu sportowego. Tym wzorem poszli pozostali przywódcy, zakazując gier z „burżujami”. Z dalekiej podróży, mimo wywalczenia awansu, zrezygnowali Turcy, Szkoci i Hindusi. Nie dali się nakłonić do zastąpienia dwóch pierwszych ekip ani Francuzi, ani Portugalczycy. Na szczęście po raz pierwszy nie zbojkotowały turnieju drużyny z Wysp Brytyjskich. Ostatecznie w 1950 roku w Brazylii rywalizowało zaledwie 13 państw.

Polityka znowu górą

Problemy towarzyszyły też kolejnemu turniejowi. W Szwajcarii zagrało wprawdzie 16 drużyn, ale w kwalifikacjach znów nie wystąpiło kilka „uznanych firm”. Ponownie zabrakło Argentyny, dręczonej strajkami i osłabionej emigracją najlepszych piłkarzy do kolumbijskiej ligi zawodowej oraz drużyny ZSRR.

Pozostałe państwa komunistyczne mogły ubiegać się o przepustki do mistrzostw, jednak za polskich piłkarzy po raz kolejny zadecydowali politycy. W eliminacjach mieliśmy grać z Węgrami. Bojąc się kompromitacji w meczach ze słynną „Złotą Jedenastką”, PZPN postanowił oddać je walkowerem.

FIFA miała już dość bojkotów. Dlatego też organizację mundialu w 1958 roku powierzono neutralnej Szwecji. Pomysł ten okazał się strzałem w dziesiątkę. Tym razem żadna z liczących się federacji nie zbojkotowała imprezy. Wróciła Argentyna, zadebiutował ZSRR. Nic dziwnego, że niektórzy historycy futbolu żartują, że to Brazylia (triumfator z 1958 roku), a nie Urugwaj, była pierwszym mistrzem świata.

Sielanka nie trwała jednak długo. Już 8 lat później, przed imprezą w Anglii, znów doszło do zgrzytu. W proteście przeciwko przyznaniu tylko jednego miejsca dla Afryki, Azji i Oceanii wycofały się z gier po raz pierwszy tak licznie zgłoszone (aż 17) kraje afrykańskie. To samo uczynili Koreańczycy z Południa. Na placu boju pozostały jedynie Australia i KRL-D. Rywalizacja na neutralnym gruncie w stolicy Kambodży Phnom Penh przyniosła sensację w postaci awansu obywateli kraju rządzonego przez Kim Il Dzonga.

Przy okazji eliminacji do mundialu w Meksyku w 1970 roku warto wspomnieć o tragicznie zakończonej rywalizacji w strefie CONCACAF. Po meczach Salwadoru z Hondurasem wybuchła miedzy tymi dwoma państwami głośna „wojna futbolowa”. Tak naprawdę nie chodziło jednak o piłkę, ale o bezrolnych salwadorskich chłopów, którzy emigrowali do równie biednego sąsiada, zabierając miejscowym ziemię. Wzajemne żale zbierały się przez blisko pół wieku, podsycała je prasa, a mecz piłkarski stał się pretekstem do użycia siły. W ciągu pięciu dni wojny zginęło około trzech tysięcy osób, a żaden z krajów nie mógł ogłosić się zwycięzcą. Na boisku lepsi byli Salwadorczycy, którzy awansowali do finałów.

Meksykanie i lewe paszporty

Wraz z upływem lat podobne zgrzyty zdarzały się już coraz rzadziej. W 1973 roku ZSRR odmówił gry w barażu z Chile na stadionie w Santiago, gdzie junta generała Pinocheta urządziła obóz dla swoich przeciwników politycznych. Z kolei z eliminacji do mundialu w 1990 roku wykluczeni zostali Meksykanie za fałszowanie paszportów członków reprezentacji młodzieżowej.

Teraz takie sytuacje już się nie zdarzają. O tym, kto jedzie na mundial, nie decydują finanse ani politycy. Liczy się tylko forma prezentowana na boisku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!