Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Desperat z ulicy Stromej trafił do szpitala psychiatrycznego w Świeciu

Jarosław Jakubowski
Jarosław Pruss
Roman J., sprawca wielogodzinnego zamieszania przy ul. Stromej w Bydgoszczy, trafił do szpitala psychiatrycznego w Świeciu.

W poniedziałek po godzinie 14 mężczyzna został przewieziony do kliniki przy ul. Kurpińskiego, gdzie przeszedł konsultację psychiatryczną. Po niej zdecydowano, że 34-latek trafi na obserwację do szpitala dla psychicznie i nerwowo chorych w Świeciu. Pobrano mu także krew do badań. Istnieje prawdopodobieństwo, że był pod wpływem alkoholu bądź środka odurzającego.
[break]

- Dopóki nie mamy zgody lekarzy, nie możemy go przesłuchiwać. Niewykluczone jednak, że usłyszy dwa zarzuty: uszkodzenia mienia oraz narażenia małoletniego na niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia - mówi nadkom. Maciej Daszkiewicz z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy.

Dwuletni Olek, syn Romana J. i jego 23-letniej konkubiny, z mieszkania przy Stromej trafił na obserwację do szpitala im. Jurasza na oddział dziecięcy. Jak się dowiedzieliśmy, jego stan był dobry, chłopczyk od razu po przybyciu do szpitala zaczął bawić się zabawkami.

Bezpośrednią przyczyną dramatu była kłótnia między Romanem J. a jego konkubiną. Kobieta zawiadomiła policję, gdy jej partner nie wpuścił jej do mieszkania. Była też cały czas na miejscu.

Wiemy więcej o kulisach akcji. Policyjni negocjatorzy (dwie kobiety i mężczyzna na zmianę) nieustannie utrzymywali kontakt z Romanem J. przez drzwi. Donoszono im jedzenie i picie. Przerwy w rozmowie trwały najwyżej około 10 minut. Mężczyzna był na przemian pobudzony i spokojny.

Najpierw powiedział, że wypuści dziecko we wczesnych godzinach rannych, później przełożył to na 12. Wreszcie poprosił o papierosy. Przez okno spuścił po sznurku worek, do którego negocjatorka włożyła paczkę. Ostatecznie poddał się ok. godz. 14.

- Wykonywał polecenia negocjatora. Odsunął meble i otworzył drzwi. Stał trzymając dziecko za rękę. Następnie matka zabrała dziecko, a mężczyzna został obezwładniony. Nie stawiał oporu. Mieszkanie było zdewastowane. Porozbijane meble, umywalka... Nie nadaje się do użytku - informuje Maciej Daszkiewicz.

Akcja wywołała wiele pytań. Przypomnijmy - trwała niemal 18 godzin, od niedzielnego wieczora do poniedziałkowego wczesnego popołudnia. Dlaczego tak długo?
W nocy z niedzieli na poniedziałek Roman J. pojawiał się w oknie. Wołał jakiegoś „Mariusza”, wyzywał, obserwował okolicę. Wreszcie powyrzucał z mieszkania część sprzętów. Czy nie było można wtedy unieszkodliwić go strzałem obezwładniającym?

- Mężczyzna zachowywał się irracjonalnie. Nie chcieliśmy narażać dziecka. Ostatecznie akcja zakończyła się sukcesem, bo nikt nie ucierpiał - mówi nadkom. Daszkiewicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!