Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak wymienić sobie głowę?

Redakcja
Życie w grze komputerowej jest jak wiadomo sympatyczniejsze od tego zwykłego. Choćby dlatego, że można je powtórzyć.

I choć w wirtualu czekają na nas różnorakie zagrożenia i niespodzianki, znacznie bardziej soczyste niż w realu, to zawsze możemy spróbować jeszcze raz. I albo będziemy w stanie wszystko naprawić, albo powtórzymy stare błędy. Bo własnej natury nie damy rady przeskoczyć. I swoją drogę ciekawe, co robilibyśmy częściej.

Pytanie o to, co udałoby się nam zmajstrować z własnym życiem, przeżywanym raz jeszcze, jest oczywiście bardzo filmowe. I po "Kluczu do wieczności", sprzedawanym ludowi jako dramat science-fiction, można się było spodziewać choćby próby pobawienia się w jakieś spekulacje. Niestety wygląda na to, że twórcy tej produkcji do zwykłej ganianki doczepili nieco mędrkowania w stylu kiepskiej szkoły średniej. Do tego wyjątkowo nie po amerykańsku odpuścili sobie logikę scenariusza, co sprawia, że szybciutko przestajemy w ten film wierzyć.

A oglądamy opowieść o pewnym miliarderze, który w wieku słusznym dowiaduje się, że zostało mu z pół roku życia. Pojawia się szansa - badania naukowego geniusza, który potrafi wsadzić umysł jednego człowieka w ciało drugiego. Miliarder zyskuje więc ciało dorodnego trzydziestolatka, zachowując całą życiową mądrość. Wkrótce jednak okazuje się, że ciało miało kiedyś właściciela, choć powinno być prosto z laboratorium.
No i zaczynają się przedziwne zmagania duchowe głównego bohatera. Pierwsza część filmu przekonuje nas bowiem, że ów bohater to cyniczny twardziel, który wdrapał się na sam szczyt i nie odpuszcza nawet wtedy, kiedy kostucha już puka do drzwi. Ma miliardy, ale i sporo za uszami. Kiedy zmienia mu się ciało, nagle staje się ostoją moralności i pomocnikiem słabszych. A taka przemiana w realu zdarza się rzadko i wymaga wyjątkowych traum... Filmowe nawrócenie budzi więc raczej rozbawienie, bo jak uczyły mądrości ludu polskiego, ludzie tak naprawdę nigdy się nie zmieniają. Potrafią tylko z czasem coraz lepiej się maskować.

Realizacyjnie film jest ładniutki, choć ulepiony jak klasyczne kino akcji, bez udziwnień. Aktorsko gwiazdą numer jeden jest Ben Kingsley, czyli król kapitalistycznego egoizmu z twarzą podstarzałego Gandhiego. I choć Kingsley gra jakby od niechcenia, to i tak z tego filmu właściwie pamięta się tylko jego.cp

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!