Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Na Festiwalu Prapremier tryumfuje opowieść o człowieku w wirze polityki

Jarosław Jakubowski
Brat dramaturga Yasser Mroue opowiada na scenie swoją biografię
Brat dramaturga Yasser Mroue opowiada na scenie swoją biografię Monika Stolarska
Osobista trauma wojny i zderzenie dwóch silnych osobowości XX wieku - takie propozycje zobaczyliśmy we wtorek na Festiwalu Prapremier.

[break]
„Riding on a Cloud” libańskiego dramaturga Rabiha Mroue to kameralny spektakl, będący próbą odpowiedzi na pytanie, co jest prawdą w teatrze, co jest teatrem. W sztuce tej brat autora, Yasser, wciela się w postać człowieka podobnego do niego. Został postrzelony w głowę podczas libańskiej wojny domowej i stracił umiejętność posługiwania się słowami. Yasser zaczął więc kręcić filmy, które na scenie zlewają się z jego wspomnieniami.

Trochę jak u Becketta

Forma spektaklu wyraźnie nawiązuje do „Ostatniej taśmy Krappa” Samuela Becketta. Narrator siada za stołem i odtwarza - w tym przypadku nie tylko nagrania dźwiękowe, ale też filmy. Mamy też odpowiednik słynnej sceny z jedzeniem banana. Czytelny ukłon w stronę tradycji teatru.

Komunizm odziedziczyliśmy po dziadku. Kiedy dziadek umarł, przestaliśmy być komunistami. - Rabih Mroue

Tak jak u Becketta, obserwujemy mechanizm tworzenia się wspomnień. Tu miała na nie wpływ sytuacja polityczna pogrążonego w wieloletniej wojnie Libanu. Yasser, utykający, z widocznymi śladami po wypadku, opowiada o swoim życiu, ale słowami brata, Rabiha. Co jest więc prawdą? Być może tylko to, co widzimy - obrazy. Ale i one są przecież opatrzone komentarzem, umieszczone w kontekście.

Ten spektakl, mimo oszczędnych środków scenicznych, a może i dzięki nim, ma dużą siłę. Przejmujący jest na przykład fragment, w którym Yasser pokazuje nam kolejne zbliżenia wieżowca, z którego postrzelił go snajper. Albo sekwencja z popiersiem Majakowskiego, które towarzyszy rodzinie Mroue podczas kolejnych burz dziejowych. Skąd Majakowski? „Komunizm odziedziczyliśmy po dziadku. Kiedy umarł, przestaliśmy być komunistami” - takie (w przybliżeniu) wyznanie pada ze sceny.

Libańsko-holenderski spektakl utwierdził mnie w przekonaniu, że opowieść o człowieku jest wehikułem, który udźwignie każdą problematykę. Yasser Mroue zebrał zasłużone rzęsiste brawa.

Drugi wtorkowy pokaz - „Apokalipsa” Tomasza Śpiewaka w reżyserii Michała Borczucha - pozornie leży na antypodach „Riding on a Cloud”. Spektakl wystawny, a mimo to jakoś pokrewny libańskiej sztuce teatralnej. Tu też - choć nie dosłownie - pada ważne pytanie: jak opowiadać o świecie. Autor scenariusza zbudował go zestawiając dwie wyraziste postaci XX wieku - Pier Paolo Pasoliniego i Orianę Fallaci.

Różni wobec Innego

Oboje fascynował Inny, oboje inaczej Innego traktowali. Dla Pasoliniego był inspiracją, co widać choćby w twórczości filmowej Włocha, którą zaludniają naturszczycy ze społecznych nizin. Zamiłowanie do penetrowania ludzkiej nędzy zaprowadziło go na plażę w Ostii, gdzie został zamordowany w niewyjaśnionych do końca okolicznościach. Fallaci w ostatnich latach życia stała się Kassandrą, przestrzegając przed islamem, który zniszczy starą Europę. W jednej z ostatnich scen umierająca na raka Fallaci wpuszcza Obcego do swego domu. Finis Europae czy raczej początek czegoś, co nie ma jeszcze nazwy? Ten spektakl jest o tym, że podział na „Pasolinich” i „Fallacich” jest być może już nieaktualny. Dawne kostiumy przestają na nas pasować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!