Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludzie z koksem w głowach

Redakcja
Sport to zdrowie. Podobno. Bo zależy, w jakim ten sport jest wydaniu

- pewnie bez problemu znaleźlibyśmy paru mistrzów, którym nienaturalny wysiłek fizyczny zdrowie raczej zdrowo naruszył. A sport zawodowy na topowym poziomie? To przecież najtłustsza i najbardziej ukochana przez lud gałąź szoł-biznesu, pełna wielkich emocji i wielkich pieniędzy. A więc również wielkich patologii.

W przypadku Lance’a Armstronga, bohatera “Strategii mistrza”, właściwie można się radować, że zajął się sportem, a nie jakąś inną dziedziną życia - bo ze swoimi talentami do manipulacji, oszustwa i wyjątkowo chorą ambicją mógłby znacznie bardziej nabroić. A tak tylko zabił parę złudzeń. Za to u tysięcy ludzi.

“Strategia mistrza” to kompletne odwrócone klasyczne kino sportowe - główny heros jest typem mrocznym, który zamiast w finale osiągać szczyt, ląduje na samym dnie. Bo wizja kolarstwa - które za sprawą Armstronga ze sportu Europejczyków stało się dyscypliną globalną - jest tu wyjątkowo ponura, ot, prawdziwa rywalizacja zabijana przez koks i lekarskich magików. Ale “Strategia” to też wizja siły, jaką w dzisiejszym świecie daje status ikony kultury pop i z drugiej strony - ikony działalności charytatywnej. Siły, która wykorzystana w złej sprawie ma diabelską moc.

Przede wszystkim jest to jednak film o Armstrongu, człowieku, który zawładnął snami milionów ludzi, a potem wpędził ich w koszmary. I mówiąc szczerze aż się prosiło, żeby ten portret trochę pełniej podmalować i nasycić. Bo struktura “Strategii” przypomina bardziej reportaż śledczy, niż dramat biograficzny. Oczywiście nadaje to całości thrillerowe tempo, ale Armstronga poznajemy prawie wyłącznie jako bezwzględnego króla dopingu. Nie wiemy, ani dlaczego zachorował na ambicję, ani tego, jak wyglądała jego prywatność. Parę sygnałów, to za mało.

Tak więc oglądamy opowieść o kolarskim arcymistrzu - o tym, jak zaczął się ścigać, jak zachorował na raka, jak wyzdrowiał, wrócił i siedem razy wygrał Tour de France. A na jego punkcie zwariował cały świat. To też film o tym, jak postawił na doping, jak stał się macherem oszukującym i terroryzującym przyjaciół i nieprzyjaciół. Jak nauczył się zarządzać ludzkimi słabościami i wyciągać z bliźnich to, co najgorsze.
Armstronga gra Ben Foster. I to gra świetnie - udało mu się to, co u nas panu Kotowi, który stał się Religą. Foster stał się Armstrongiem, podobno nawet na rowerze jeździ idealnie tak samo... Mam tylko nadzieję, że nie za mocno wszedł w rolę. Bo pierwowzór kiepsko skończył.CP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!