Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znowu w życiu mi nie wyszło

Redakcja
Taki moment, w którym żegnamy się z nadziejami, że coś nam się jeszcze w życiu spektakularnego uda, przytrafia się pewnie większości z nas.

I oczywiście moment to nie za wesoły. Bo dociera do nas, że już wszystko leci z górki, że już tylko odcinamy kupony, że coraz częściej pojawiać się będzie jak mantra biadolenie „znowu w życiu mi nie wyszło”... Ale co się zdarzy, kiedy trafi nam się w takim momencie okazja na sukces życia? Odpuścimy czy zaryzykujemy wszystko?

Taka okazja trafia się bohaterowi filmu „Rock the Kasbah”, facetowi wymęczonemu życiem, tworzącemu mitologię własnych sukcesów sprzed lat i ciągle starającemu się przekonać wszystkich, że wszystko jeszcze przed nim. Znacie takich delikwentów? Jasne, każdy ich zna. Pełno ich wokół. Jeśli jeszcze dodam, że owego jegomościa gra Bill Murray - aktorska instytucja, a film wyreżyserował Barry Levinson - ten od „Rain Mana” czy „Good Morning Vietnam” - to mogłoby się wydawać, że obejrzymy kolejną kapitalną gorzką satyrę na los człowieczy. A tym razem, o dziwo, wyszło jednak tak sobie. Wątek Murrayowego człowieka zmęczonego tonie w opowieści o ciężkiej roli kobiet w świecie ponurego islamu, zamiast zabawnej komedii mamy raczej pogodną, ale mało śmieszną opowiastkę, a całość robi się pod koniec jakoś tak nieznośnie patetyczna... I nawet Murray nie jest w stanie tego patosu wysadzić w powietrze.

A oglądamy historię złotoustego menadżera gwiazd pop z Kalifornii, który najlepsze dekady ma już za sobą. A im od tych dobrych lat dalej, tym w jego opowiastkach są one coraz tłustsze... Pewnego dnia dostaje ofertę występu jednej ze swoich gwiazdek w bazach żołnierzy USA w Afganistanie. W Kabulu gwiazdka znika, nasz menago trafia na głęboką prowincję, no a tam odkrywa dziewczę o takim głosie, jakiego dotąd nie słyszał. Wpada na pomysł, żeby ów wokalny cud zaśpiewał w „Afghan Star”, tamtejszym „Idolu”. Tyle, że śpiewającej publicznie Pasztunce grozi śmierć. A nasz bohater ze swoimi talentami negocjatora jakoś nie pasuje do świata, gdzie wszystko jest bardzo czarne albo bardzo białe.

Nie byłem w Afganistanie, trudno mi więc dociec, na ile obrazki tego kraju w filmie to kreacja Levinsona. Jeden motyw jest tu jednak ciekawy - to, jak kultura pop zmienia świat. A raczej światy równoległe, bo za taki trzeba uznać rzeczywistość islamu w wersji hard. Tyle, że tam też przenika wszystko to, czym żyje wszechświatowy obieg pop.Gwiazdy, filmy, talent-szoły... I to mimo tego, że światowy pop ma wciąż przede wszystkim amerykańską buźkę.CP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!