Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto jest bardziej dziki, niż ja?

Redakcja
Co nas, ludzi, pcha do wyczynów, o których nikomu się nie śniło? Z reguły uczucia.

Różnorakie oczywiście, w tym jedno, co to słodkie jest nadzwyczaj. Pragnienie zemsty sprawia przecież, że człowiek potrafi naprawdę wiele, nawet pokonać instynkt samozachowawczy, byle tylko dopaść celu. A podobno - jak mówią mądrzy ludzie - to właśnie umiejętność pokonywania instynktu w imię wyższych racji jest tak naprawdę miarą człowieczeństwa.

„Zjawa” to opowieść o zemście, trzymającej przy życiu człowieka, któremu zabrano inny świetny napędzacz - miłość. Żeby dokonać zemsty musi przetrwać - i robi to doskonale, w okoliczność zdecydowanie niesprzyjającej mu przyrody. Czymże więc właściwie ta „Zjawa” jest?Trochę balladą o sztuce przetrwania, trochę westernem, trochę fenomenalnym, realizacyjnym popisem magików od sztuki filmowej, trochę kinem drogi w wersji pieszej, trochę przypowieścią o ludzkiej naturze. Dosyć paskudnej zresztą.

W świecie pionierów, krążących w połowie XIX wieku po Ameryce północnej, wyłazi bowiem na wierzch raczej to, co jest w nas złe, a nie to, co dobre. Cały ten świat to zresztą takie przedziwne multikulti... Niby są biali i Indianie, ale biali - Amerykanie i Francuzi - nienawidzą się szczerze. A Indianie mają różnych sprzymierzeńców i różnych wrogów, zależnie od plemienia. I na pewno nie jest to zderzenie cywilizacji z dzikością. Bo tak naprawdę zastanawiamy się cały czas, kto tu jest najdzikszy - dzika natura wyłazi bowiem dokładnie ze wszystkich. A jak nawet jeszcze kolebie się w kimś coś dobrego, to bliźni dbają, żeby się to ulotniło.

Tak więc na początku poznajemy gromadkę białych traperów. Zdziesiątkowani przez Indian muszą przedzierać się przez zimową puszczę. Kiedy ich przewodnik zostaje zdrowo poszarpany przez niedźwiedzicę, koleżkowie, którzy za pieniądze mieli go strzec, miłosiernie porzucają go, żeby skonał. Przy okazji zabijając jeszcze syna nieszczęśnika - Indianina półkrwi. Przewodnik jednak skonać nie zamierza i zaczyna swój marsz ku zemście.

„Zjawa” to nie jest przesadnie skomplikowane intelektualnie kino. Poza tym jest mocno niehollywoodzkie - zasadnicza część filmu to jegomość przedzierający się samotnie przez zimową głuszę. Niby jak swego czasu słynny gość ze skeczu Monty Pythona, który tak długo artystycznie snuł się po trzęsawiskach, aż doprowadził widzów do furii... „Zjawa” jest jednak w stanie nas zaczarować. I to nie tylko dzięki pełnej aktorskiego poświęcenia roli Leonardo DiCaprio. Zresztą osobiście wolę go w innych rolach, kiedy może zagrać więcej i bardziej skomplikowanie... To oczarowanie wynika w dużej mierze ze zdjęć, montażu, magii dzikiej natury, wobec której człowiek jest bardzo malutki, ale którą potrafi pokonać, by przetrwać.

Cóż, mówi się, że niektóre filmy trzeba oglądać w kinie, na wielkim ekranie. I rzeczywiście. A „Zjawa” to zdecydowanie taki właśnie film.CP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!