Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

[DZIEŃ KOBIET] Gdyby mogły wybierać jeszcze raz, też chciałyby zostać pielęgniarkami

Sławomir Bobbe
Sławomir Bobbe
Od lewej - Mirosława Michalcewicz, Janina Szczypiorska, Teresa Pokorowska i Ewa Kowalska - bydgoskie pielęgniarki
Od lewej - Mirosława Michalcewicz, Janina Szczypiorska, Teresa Pokorowska i Ewa Kowalska - bydgoskie pielęgniarki Tomasz Czachorowski
Gdy otwierano w Bydgoszczy liceum medyczne, chętnych do nauki nie brakowało. Przy pierwszym naborze stworzono cztery klasy, po... czterdzieści uczennic każda. W 1967 roku - po pięciu latach nauki - ponad 60 pielęgniarek otrzymało pierwsze dyplomy. - Z pracą nie było żadnych kłopotów - wspominają bydgoszczanki.

[break]
Mirosława Michalcewicz (z domu Kowalkowska), Janina Szczypiorska (z d. Winiarska), Teresa Pokorowska (z d. Reich) i Ewa Kowalska (z d. Krzyżanowska) to cztery pielęgniarki pierwszego rocznika absolwentów liceum medycznego w Bydgoszczy. Przedstawiają się również panieńskimi nazwiskami, bo liczą, że zostaną rozpoznane przez koleżanki ze szkoły. Na jesieni chcą zorganizować spotkanie po latach ze wszystkimi pielęgniarkami ze swojego rocznika. Jak wspominają szkołę i swoje początki w zawodzie?

- Maturę zdawałyśmy w 1966 roku, jak w normalnym liceum, a dziewczyny, które chciały zostać pielęgniarką dyplomowaną, jeszcze przez rok miały praktyki - mówi Janina Szczypiorska.

- Byłyśmy pierwszym rocznikiem liceum medyczno-pielęgniarskiego, który ją rozpoczął i skończył - dodaje Ewa Kowalska.

- Uczyłyśmy się w budynku liceum przy ulicy Nowodworskiej, popołudniami. Rano przychodzili uczniowie liceum, my miałyśmy zajęcia później - wspomina Teresa Pokorowska.

- Popołudnia nie były problemem, bo byłyśmy pasjonatkami tego zawodu i nie zamieniłybyśmy go na żaden inny. W 1962 roku nie było wielu ciekawych propozycji dla dziewczyn, tym bardziej że zlikwidowano liceum pedagogiczne, chętnych do nauki więc nie brakowało - mówi Mirosława Michalcewicz.

- Gdy kończyłyśmy szkołę, nie było już skierowań do pracy. Ale ze znalezieniem zatrudnienia nie było żadnych problemów, miejsca czekały i można było sobie je wybrać. Najwięcej dziewczyn szło do szpitali, ale niewiele wybierało szpital gruźliczy i dermatologię. Dyrektorzy witali nas z otwartymi rękami - wspomina Ewa Kowalska.

Jeden dzień wakacji

- 27 czerwca dostałyśmy dyplom, 29 czerwca już stawiłam się w szpitalu dziecięcym, bo dyrektor powiedziała, że bardzo na nas czeka - wspomina Mirosława Michalcewicz. - Nie żałowałam, że miałam tylko dzień wakacji, byłam zachwycona pracą i oddziałem.

- Problem pojawiał się, gdy pielęgniarka chciała iść na studia. Nie tylko trzeba było mieć pozwolenie przełożonego, a ten wydawał je rzadko, ale też pielęgniarki na egzaminach wstępnych - jako że miały już zawód - były trochę dyskryminowane - uważa Janina Szczypiorska.

- Latem, gdy jeździło się na plażę, to jak któraś szła i miała ślady na plecach, to od razu było wiadomo, że to „nasza” - bo stawiałyśmy sobie same bańki na plecach - śmieje się Ewa Kowalska.

- Pierwszy zastrzyk na chirurgii to był wielki stres. Nie było dobrych igieł i strzykawek jednorazowych ani wenflonów. W pudełeczkach były igły gotowane w sterylizatorach. Były tępe, z zadziorami, tłoki w strzykawkach przepuszczały leki. Wszystko mi się wylało, z płaczem przyznałam się, że nie zrobiłam dobrze tego zastrzyku - wspomina Mirosława Michalcewicz.

Pogodny Bogumił Kobiela

Bydgoszczanki wspominają po latach najtrudniejsze chwile w pracy.

- Gdy pracowałam na oddziale pogotowia, to trafił do nas po wypadku w Buszkowie Bogumił Kobiela. Po drodze wziął autostopowicza, który siedział za nim. Jak uderzyli w drzewo, a nie było wtedy pasów, to ciężar pasażera spowodował, że aktor uderzył potężnie w kierownicę i miał pękniętą wątrobę. Rozmawialiśmy z nim, był bardzo pogodny, a my modliłyśmy się, żeby wyzdrowiał. Niestety... - opowiada Ewa Kowalska.

Rozmawiałyśmy z Bogumiłem Kobielą, był bardzo pogodny. Modliłyśmy się, żeby wyzdrowiał. Niestety... - Ewa Kowalska

- Pamiętam, jak obok starej przychodni w Fordonie, gdzie były tylko dwa gabinety zabiegowe, wydarzył się wypadek motocyklowy z czterema rannymi, otwarte złamania, urazy brzucha, poważna sprawa. Trochę sobie nie radziłyśmy, aż zaczął komenderować jakiś facet w dziwnym kombinezonie. Najpierw na niego nakrzyczałyśmy, aż przyznał się, że jest lekarzem. To był sławny himalaista, doktor Ryszard Długołęcki, który zaprowadził porządek - snuje swoje wspomnienia Mirosława Michalcewicz.

- Absolwentki z 1967 roku prosimy o kontakt z nami lub Okręgową Izbą Pielęgniarek i Położnych. W tym roku mija 50 lat od naszej matury. Musimy się spotkać! - apelują bydgoszczanki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!