Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mam problem z bandytami

Redakcja
Z przestępcami generalnie mamy problem. A w polskim kinie, to już mamy problem wyjątkowy.

Bo jak tu pokazać zło, żeby wyszło i demonicznie, i swojsko? Na szekspirowskie dylematy, jakie rozgrywa się w najlepszych amerykańskich dramatach kryminalnych, nie ma raczej co liczyć. Bo zamiast Szekspira wychodzi zwykle produkt kabaretopodobny, wprost ze śmiechowsk w telewizorze.

„Gejsza” mogła nas z lekka zanęcić i swoim gatunkiem - bo dramatów kryminalnych u nas jak na lekarstwo - i obsadą. Bo jeśli głównymi rozgrywającymi mają być Marian Dziędziel i Mirosław Zbrojewicz (polski gangster ma już jego twarz na wieki wieków) to można się spodziewać, że coś się tam zakręci. Tyle że jeden ma udawać niewidomego dziadunia, trzęsącego okolicą dzięki wytresowanej zabójczyni, a drugi prowadzi burdelik, choć w duszy grają mu kultura japońska i złote myśli słynnych strategów wojennych... Kabaret? Gorzej, raczej żarty prowadzącego.
Cóż, z polskimi przestępcami było zwykle tak, że albo oglądaliśmy wesołkowatych chłopaków-swojaków z komedii sprzed dekady czy dwóch, jakoś w niczym nie przypominających prymitywnych bandziorów grasujących wtedy po miastach i wioskach, albo spolszczone wzorce wprost z amerykańskich filmów. Wychodziło to mnie więcej tak, jakby covery rockowych klasyków śpiewane były dyszkancikami przez misiów od disco polo. Banalnego zła, które pożera nas, bo popełniliśmy drobny błąd – jak w „Długu” - było jak na lekarstwo.

„Gejsza” to film zrobiony na poważnie, więc wszystkie dziwaczności są tym zabawniejsze. Generalnie gra się tu na sprawdzonych po wielokroć motywachi klasycznej bitwie o duszę głównego herosa – każdy z nas ma w sobie pokłady dobra i zła, każdy też dociera w życiu do momentu, w którym szala przechyla się w jedną lub drugą stronę. Nasz heros parę razy dostaje szansę od losu na zmianę, ba, nawet wsiąkając w zło jakby ciągle nie może utonąć do końca. Snuje się więc z ponurą miną po polskich bezdrożach pięknym, zabytkowym fordem mustangiem, co jak wiadomo jest zjawiskiem częstym u naszych lokalnych bandytów.

Tak więc oglądamy opowieść o ochroniarzu z sex-klubu, który trafia do więzienia. Miał pecha - pomógł jednej z dziewczyn, poniewieranej przez skorumpowanego policjanta. Kiedy wychodzi, znowu trafia do klubu, dowodzonego przez Igora, a tak naprawdę przez niewidomego pana Hajsa. W tle pojawiają się jeszcze zakochana w ochroniarzu prostytutka i niepełnosprawny brat, wraz ze swoją rehabilitantką… Generalnie opowieść prosta jak drut, za to kilka kadrów uroczych.

„Gejsza” obsadę ma, że tak powiem, mozaikową. Mamy tu panów Dziędziela i Zbrojewicza, którzy szanse na sukces przy takich postaciach mieli niewielkie, mamy pochodzące z innej bajki panie Więdłochę i Żmudę-Trzebiatowską, no i mamy Konrada Eleryka w głównej roli. Pan Konrad mięśnie ma wspaniałe, wzrok chmurny, a mówi mało. I tyle właściwie można o nim powiedzieć.CP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!