Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Biały sen czarnego luda

Redakcja
Tak mówiąc szczerze, to Tarzan nie ma dziś szans.

Chyba, że jako ciekawostka z epoki, bo w końcu to taki superbohater z czasów archaicznych, komiczno-sentymentalny relikt, który dziś, gdy superherosów ratujących świat cały mamy na pęczki, wypada bladziutko. Owszem, możemy podkładać pod niego idee różnorakie - o zmaganiach natury i kultury choćby - ale przecież tak naprawdę Tarzan to figurka z przygodowych filmów, powieści i komiksów dla dziatwy.

I czy może dziś podniecać młodzianków? W czasach, w których każdy zakątek świata możemy sobie obejrzeć na zdjęciach w Google’u? I jak się wydaje, nie ma w nim już żadnej tajemnicy? Pewnie dyskusja byłaby bardziej gorąca, gdyby „Tarzan: legenda” Davida Yatesa okazał się filmem wzbudzającym większe emocje. Bo nawet wydawało się, że tak być może - w końcu zaangażowano do tej produkcji ciekawych aktorów. Ale film większych emocji nie wzbudza. Ani pozytywnych, ani negatywnych zresztą.

Oczywiście mamy tu parę prztyczków, które uradują nie tylko dziatwę, ale i rodziców. Tarzan, którego poznajemy jako angielskiego arystokratę, decyduje się na powrót do Afryki w szczytnym celu - a tak naprawdę jest pożytecznym idiotą, wykorzystywanym przez macherów od dojenia „czarnego lądu”. Ilu takich pożytecznych idiotów wygłupiało się w mediach w poprzednich dekadach? Oczywiście Tarzan szybko się orientuje, kto szczuł oraz co było grane i efekt dydaktyczny mamy jak należy, ale w realu nie każdy okazywał się Tarzanem...

W filmie mamy też rzecz jasna ów motyw zderzenia natury i kultury - czy raczej cywilizacji białego człowieka, w wydaniu XIX-wiecznego kolonializmu, który naturę ważył sobie lekce i natychmiast starał się ją sobie podporządkować. Autorzy filmu wprawili nawet Tarzana w dygot emocjonalny, bo ich bohater jest zawieszony właśnie między naturą i kulturą.

Tak więc poznajemy Tarzana w Anglii, jako arystokratę, niegdyś wychowanego w Afryce przez małpy. Na zaproszenie króla Belgii ma przyjechać z misją do Konga. Tarzan nie wie oczywiście, że wysłannicy król Belgów to wyjątkowe kreatury, które chcą zbudować okrutne imperium białego człowieka, a do tego przehandlować Tarzana miejscowemu kacykowi w zamian za skrzynię diamentów. Oczywiście powrót do Afryki to też dla Tarzana iJane okazja do załatwienia wielu spraw z przeszłości.

Cóż, „Tarzan: legenda” to prosta przygodówka, owszem, zgrabnie zmajstrowana, ale przy takich produkcjach wyśmienite efekty to po prostu norma, nie ma się więc czym zachwycać. Samuel L. Jackson jest nawet zabawny, Alexander Skarsgard odpowiednio umięśniony, ale mam problem z Christophem Waltzem. Bo pan Chriostoph - etatowy czarny lud Hollywoodu - w wydaniu pełnej wdzięku kanalii jest cudny. Tyle, że jest cudną kanalią już któryś raz z rzędu. I jak tylko pojawia się na ekranie, wszystko robi się jasne. Za jasne.CP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!