Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

DOMENA.PL - Sama wizja nie wystarczy

Justyna Król
domena.pl, Wojciech Gostomczyk
domena.pl, Wojciech Gostomczyk Tomasz Czachorowski
W TEJ BRANŻY NIE SKACZEMY SOBIE DO GARDEŁ - mówi Wojciech Gostomczyk, wiceprezes bydgoskiej spółki Agnat, zarządzającej serwisem Domena.pl - jednym z największych w kraju portalów rejestrujących domeny internetowe.

Wstrzelenie się w moment, niszę to marzenie każdego przedsiębiorcy. Wy ruszyliście z rejestracją domen chwilę po tym, jak Naukowa Akademia Sieci Komputerowej w Polsce zasygnalizowała: czas, start! Był to rok 2003...
Dokładnie tak, rynek właśnie się otwierał i wydaje mi się, że byliśmy jedną z pierwszych firm w kraju, która dostała akredytację na rejestrację domen przez system. Pamiętam, jak z programistami wieźliśmy grube księgi kodów do NASK z prośbą o zgodę na uruchomienie naszego serwisu. Fakt, trafiliśmy w moment, był boom na kupowanie domen, ale pierwsze lata działania naszej firmy i tak były burzliwe. Nie byliśmy przecież fachowcami w tej dziedzinie, dopiero uczyliśmy się tego rynku, a zaraz po nas wystartowały firmy, bazujące na gotowych, sprawdzonych już, zagranicznych modelach. My swoje „know how” musieliśmy wypracować sami i myślę, że to dzisiaj procentuje, choć tacy liderzy jak Home.pl czy Nazwa.pl szybko nas wyprzedzili pod względem zasięgu.

Mimo że byli i lepsi, nie można powiedzieć, że nie wykorzystaliście swoich pięciu minut. Jesteście w krajowej czołówce!
Owszem. W samym Kujawsko-Pomorskiem nie ma drugiej firmy o takim zasięgu, a w Polsce jesteśmy w pierwszej piątce, wśród kilkuset działających w naszej branży firm.

I macie ponad 90-procentową odnawialność domen - to chyba wiele o Was mówi...
To prawda, klienci nas nie opuszczają. Pod względem odnawialności domen nie mamy sobie równych w kraju, ale nie samą domeną człowiek żyje (śmiech). Obecnie tylko 50 proc. naszych przychodów pochodzi z handlu domenami, druga połowa przypada na inne usługi, bo cały czas się rozwijamy, podążamy za potrzebami rynku. Aż 25 proc. zysków przynosi nam hosting, a pozostałe 25 proc. marketing internetowy. Obsługujemy kompleksowo, dbając, by klienci czuli, że jesteśmy przy nich na każdym szczeblu działań w sieci.

Tyle wystarczy, by inni zostali w tyle?
Może panią zdziwię, ale w tej branży nie skaczemy sobie do gardeł. Pewnie zabrzmi to kuriozalnie, jednak my ze swoją konkurencją wręcz się przyjaźnimy. Spotykamy się regularnie na wspólnych imprezach, integrujemy, wymieniamy doświadczeniami, uwagami. A wszystko dlatego, że tak naprawdę wszyscy posługujemy się tymi samym narzędziami i bazujemy na podobnych rozwiązaniach. Kiedy ktoś wymyśla coś nowego, za chwilę i tak wszyscy to proponują. Nawet nie mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że nasza konkurencja jest od nas gorsza. Nie znaczy to, że możemy sobie pozwolić na ospałość czy odpuścić walkę o klienta. Mimo zbliżonej oferty w tej branży, każda z firm ma swoje atuty, walory, którymi przyciąga i zatrzymuje odbiorcę przy sobie, takie jak jakość obsługi czy cena.

Dziś kilka kliknięć wystarczy i można budować stronę www na dopiero co zakupionej, własnej domenie z końcówką pl. Nie zawsze było to takie proste...
Oj, tak, w latach 90. wniosek o przydzielenie domeny trzeba było pisać odręcznie, z uzasadnieniem i wysyłając listem tradycyjnym. Na odpowiedź czekało się minimum dwa tygodnie, a gdy na przykład okazywało się, że dana domena jest zajęta, cały proces zaczynał się od nowa... Mogło to trwać tak miesiącami. Od 1996 roku NASK zarejestrował tą drogą trzysta tysięcy domen. Na szczęście przyszedł czas, gdy ludzie mieli tego dosyć, zaczęli odczuwać potrzebę alternatywnego rozwiązania, na miarę możliwości Internetu. I tutaj wkroczyliśmy my. Dziś wystarczy wpisać w wyszukiwarce domen interesującą nas nazwę i od razu wiemy, czy jest wolna, a jeśli tak, to za ile możemy ją kupić.

Zaczynaliście jako mała firma rodzinna...
Tak, ale szybko musieliśmy wzmocnić szeregi. Gdy nastąpił ów boom trzynaście lat temu, okazało się, że rynek jest niesamowicie głodny domen i trzeba zintensyfikować działania. Zatrudniliśmy więc ludzi, choć bardzo byliśmy wtedy zestresowani nie mając pewności, czy wszystko się uda. Postawiliśmy na jedną kartę. Warto tu nadmienić, że było to w przeddzień przystąpienia Polski do Unii, a więc nie mieliśmy szansy na dotacje podczas rozwijania nowego biznesu. Wiele firm, które w tamtym okresie poczyniły podobne do naszych inwestycje w telemarketing, padło. My przetrwaliśmy. Był moment, gdy zatrudnialiśmy blisko setkę ludzi. Utrzymanie takiego sztabu pracowników i biur dla nich potrzebnych z czasem było coraz mniej opłacalne, ciążąc jednocześnie na cenach naszych usług, tracących na konkurencyjności. Dlatego zrobiliśmy kolejny odważny krok, a mianowicie przekształciliśmy nasz model handlowy, całkowicie przenosząc go do Internetu. Było to ryzykowne, ale trafne posunięcie. Dziś ponad 80 proc. naszej sprzedaży odbywa się tym kanałem. Oferta stała się bardzo konkurencyjna i rośniemy w siłę, choć zatrudniamy około 50 pracowników.

Głównie w okolicy 27. roku życia. 50-latek nie ma szans na pracę w branży IT?
Wiek nie gra roli, chodzi o pasję i umiejętności. Faktycznie jest tak, że do najnowszych technologii zapalają się raczej młodzi, dlatego taki mamy zespół. Ale szansę ma każdy. Nie jest to też typowo męska branża. Wśród naszych pracowników jest wiele kobiet, były wśród nich i programistki.

Kadra chyba czuje się doceniona, nareszcie przeniosła się do nowej, wyczekiwanej siedziby...
Tak, mamy tu wszystko to, na czym nam tak zależało - dużo odpowiednio przystosowanej przestrzeni w centrum miasta i obszerny parking.

To taka wizerunkowa wisienka na torcie - odnowiona willa bydgoska - powiew tradycji w zderzeniu z nowoczesnością.
Wcześniej mieliśmy naprawdę niereprezentatywną siedzibę w podwórzu. Zawsze polemizowałem z poglądem, że dobrze prosperująca w branży IT firma nie musi mieć porządnego lokalu i uważam, że ta zmiana zaprocentuje ugruntowaniem naszej pozycji biznesowej. Remont trwał dwa lata, ponieważ jest to budynek z końca XIX wieku, pod ścisłą opieką konserwatora zabytków. Tchnęliśmy w te wnętrza nowego ducha. Zachowaliśmy pierwotny wygląd holu, wydobyliśmy na światło dzienne oryginalną, czerwoną cegłę, odtworzyliśmy elementy stolarki okiennej i drzwiowej, jednocześnie idąc w kierunku nowoczesnych wnętrz.

Przez ostatnią dekadę nastąpił ogromny progres w podejściu Polaków do biznesów internetowych, mimo to przyzna Pan, że rynek domen polskich nadal jest dosyć hermetyczny?
Zgodzę się z tym, ale nie wiem, czy ma to dla nas wydźwięk negatywny. Chyba wręcz przeciwnie. Tak jak Ebay nie mógł się przebić w polskim Internecie, tak i światowi potentaci domenowi nie dźwignęli podbijania naszego rynku. Tym sposobem, jeden z nich, nie dając za wygraną, po prostu kupił sobie Home.pl, a więc polskiego lidera.

Trochę szkoda, gdy w taki sposób tracimy nasze gospodarcze perełki. Ostatnio często właściciele polskich start-upów stają przed trudnym pytaniem: zachować czy sprzedać?
Można powiedzieć, że i my byliśmy takim dobrze rokującym start-upem. Udało się go rozwinąć, ale myślę, że nie każdy powinien iść w nasze ślady. By biznes się udał, na pewno nie wystarczy wizja, muszą temu towarzyszyć umiejętności wprowadzenia jej w życie. Fajna koncepcja czy produkt bez odpowiedniej amortyzacji nie przetrwa. Utrzymanie się na dzisiejszym rynku wcale nie jest banalne, chwila nieuwagi i wszystko może się wyłożyć. Jak się nie ma pewności, co do obranej drogi, czasem lepiej sprzedać pomysł i na tym zyskać, to żaden wstyd. Zresztą dziś powszechne są wszelkie fuzje, konsolidacje. My również zapraszamy pod nasze skrzydła mniejsze podmioty z naszej branży, wykupiliśmy już niejedną spółkę. Otrzymujemy też kuszące oferty kupna od liderów zagranicznych, ale na razie sprzedaży Domeny.pl nie planujemy. Stawiamy na podtrzymywanie stabilnej pozycji i nieosiadanie na laurach.

Jest jakiś przepis na to, by prężnie rozwijać taki interes w sieci?
Jak mawiają wielcy świata IT, jedyną stałą cechą biznesu internetowego jest jego zmienność (śmiech). Bez elastyczności byśmy zginęli, tego jestem pewien. Dziś stawia się m.in. na mobilność i intuicyjność. Cały czas podążamy za trendami internetowymi, oczekiwaniami konsumenta. Pilnujemy, by nie uciekł do konkurencji. To nie piekarnia, w której jedna receptura chleba przynosi zyski latami, właśnie dlatego, że jest powtarzalna, gwarantuje przewidywalność smaku, po który klienci wracają czasem nawet przez całe życie.

Ale z drugiej strony tak, jak ludzie zawsze będą jeść, pić i chodzić do lekarza, tak życie bez Internetu też już trudno sobie wyobrazić. Jest to zatem „pewny chleb”.
Zapewne jest to przyszłościowy kierunek dla biznesu, ale bazując na naszym przykładzie, trzeba pamiętać, że nie jest to wcale taki lekki kawałek chleba. Faktycznie wzrasta zarówno sprzedaż internetowa, jak i liczba powstających stron www. Dla przykładu obecnie w Polsce mamy zarejestrowanych ponad 2,6 mln domen, przy niespełna 40 mln ludzi. W Niemczech na 80 mln mieszkańców przypada już 15 mln domen. Sądzę więc, że nasz rynek jeszcze bardzo się rozwinie, przynajmniej o drugie tyle. Mnie osobiście wystarczyłoby, gdyby każdy mieszkaniec Bydgoszczy zarejestrował u nas jedną domenę (śmiech).

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera