Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdążył podać: Wchodzę w drugi krąg

Grażyna Ostropolska
Co było przyczyną katastrofy super nowoczesnego i uważanego za bardzo bezpieczny samolotu CASA? To ustali specjalnie powołana komisja.

Co było przyczyną katastrofy super nowoczesnego i uważanego za bardzo bezpieczny samolotu CASA? To ustali specjalnie powołana komisja.

Przypadek sprawił, że do samolotu CASA C-295M, który rozbił się pod Mirosławcem, nie wsiedli bydgoszczanie.

Dowódca II Bazy Lotniczej w Bydgoszczy płk Krzysztof Piekarski, szef II Eskadry Lotnictwa Transportowo-Łącznikowego, ppłk pilot Roman Farian, szef techniki lotniczej, mjr Grzegorz Kowalski, i kpt. Zbigniew Kursa mogli być na pokładzie feralnego samolotu.

Zmiana planów

W planach było, że CASA dwukrotnie wyląduje na bydgoskim lotnisku. Zabierze stąd oficerów do Warszawy na konferencję poświęconą bezpieczeństwu lotnictwa wojskowego i w środę wieczorem „podrzuci” ich do Bydgoszczy.

- Zwykle korzystałem z takiego transportu - przyznaje płk Piekarski - ale tym razem zmieniłem plany. Miałem do załatwienia parę spraw w MON, postanowiłem pojechać do stolicy dzień wcześniej służbowym autem. Namówiłem ppłk. Fariana, żeby się ze mną zabrał. Rzadko mamy okazję porozmawiać, a podczas podróży samochodem jest taka możliwość. Dołączyli do nas mjr Kowalski i kpt. Kursa.

Konferencja poświęcona bezpieczeństwu lotów przebiegała w świetnej atmosferze. Po raz ostatni w tym gronie spotkali się na uroczystym obiedzie.

Tam płk Piekarski po raz ostatni rozmawiał z gen. Andrzejem Andrzejewskim. - Razem kończyliśmy w 1996 roku Akademię Obrony Narodowej - wspomina wstrząśnięty jego śmiercią.

Ppłk Roman Farian spędził z generałem setki godzin w powietrzu. Obaj byli oblatywaczami SU-22. Był z nim w Ustce, kiedy w stronę pilotowanego przez Andrzejewskiego samolotu leciała pomyłkowo odpalona rakieta. - Zdążył się katapultować, zyskał „drugie życie” - wspomina fart przyjaciela ppłk Farian. Dziś to on mógłby powiedzieć, że miał fart.

Obiad skończył się przed piętnastą, samolot z oficerami na pokładzie miał wystartować z Warszawy przed siedemnastą. Miał lądować w Powidzu, Krzesinach, Mirosławcu. Także w Bydgoszczy, gdyby Piekarski i Farian zdecydowali się wejść na pokład. A mało brakowało.

- Rozmawialiśmy o tym, że polecimy CASĄ, bo będzie szybciej, a kierowca wróci do Bydgoszczy autem - wspomina Piekarski. - W końcu zrezygnowaliśmy. Byli w połowie drogi, gdy odebrali telefon. - Dzwonił nasz dowódca, generał Adam Świerkocz. Pytał, czy nasze lotnictwo ratunkowe jest w gotowości - wspomina Farian. - Powiedziałem, że tak. Jeszcze nie wiedzieli, że ratunkowe myśliwce z lekarzem i podstawową pomocą medyczną nie polecą do Mirosławca. Okażą się zbędne. Żródłem wiedzy o tym, co spowodowało największą po II wojnie światowej wojskową katastrofę lotniczą w Polsce, będzie „czarna skrzynka”. To ona rejestruje wszystko, co się dzieje na pokładzie: m.in. rozmowy z wieżą i między pilotami. Na razie wiemy niewiele. Wczoraj prezydent Kaczyński ujawnił, że samolot do lądowania podchodził dwa razy, bo za pierwszym pilot nie widział świateł lotniska.

Nie widział świateł

Nam nieoficjalne źródła zdradziły więcej. - Pilot zdążył podać wieży komunikat: „Nie widzę świateł, wchodzę na drugi krąg”. Przeszedł do zwrotu, przechylił się i zaczepił skrzydłem. W tym miejscu samolot winien się znajdować na wysokości 150 metrów, a znalazł... kilkanaście metrów nad ziemią. Dlaczego? CASA ma przecież instrumentalny system naprowadzania, tzw. ILS, który odpowiada za precyzyjne podejście do pasa, ułatwia lądowanie nawet wtedy, gdy ograniczona jest widoczność. Czy system mógł zawieść? Ostatni głos z CASY brzmi: „Już widzę światło”. Potem samolot spadł na nasyp kolejowy. Odbił się i rozbił obok...

- Skłaniam się do sugestii, że był to ludzki błąd - ostrożnie wypowiada się oficer lotnictwa. Nie chce, by podawać jego nazwisko, bo dowódcy zakazali rozmów z dziennikarzami i analizowania przyczyn katastrofy. Jego zdaniem, to mogło wyglądać tak: - Samolot zszedł za nisko, a pilot, by go podnieść, „przeciągnął” drążek sterowniczy. To spowodowało, że spadła siła nośna samolotu, kąt natarcia był zbyt duży i pilot stracił nad nim panowanie. To, że do końca pracowały silniki i był kontakt z wieżą raczej wyklucza, zdaniem naszego rozmówcy, usterkę techniczną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!