Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Cenną książkę wypada oprawić. Pan Henryk, introligator, na brak pracy nie narzeka

Piotr Bednarczyk
Piotr Bednarczyk
Pracownia Henryka Józefa Beszczyńskiego mieści się w oficynie przy ul. Świętej Katarzyny 4, tam, gdzie kiedyś były Zakłady Graficzne
Pracownia Henryka Józefa Beszczyńskiego mieści się w oficynie przy ul. Świętej Katarzyny 4, tam, gdzie kiedyś były Zakłady Graficzne Grzegorz Olkowski
- Są jeszcze ludzie, którzy zamiast z Internetu wolą korzystać z książek. Poczuć ich zapach, potrzymać w dłoniach - mówi toruński introligator Henryk Józef Beszczyński.

Odwiedziliśmy pracownię pana Henryka, która mieści się w oficynie przy ulicy Świętej Katarzyny 4. Dokładnie tutaj, gdzie istniały kiedyś Zakłady Graficzne, w latach świetności zatrudniające 900 osób.

- Pracuję w tym miejscu od czterech lat - mówi Henryk Beszczyński. - Można powiedzieć, że wróciłem tu po dłuższej przerwie, bo przygodę z introligatorstwem zaczynałem właśnie w Zakładach Graficznych. Przyprowadziła mnie tu ponad czterdzieści lat temu ciocia i pamiętam, co mi powiedziała: nie narzekaj, dużo się uśmiechaj i dużo módl, to będziesz długo żył. Toruński zakład był jednym z najlepszych, obok krakowskiego w Polsce. Ceniony był na całym Pomorzu. Niestety, nie poradził sobie z transformacją ustrojową i upadł w 1993 roku. Zakładów Graficznych już nie ma, wszystko sprzedano albo rozkradziono, ale u mnie miłość do książek pozostała i jestem z nimi związany zawodowo cały czas.

Z pokolenia na pokolenie

Byliśmy przekonani, że w dobie Internetu i audiobooków introligator to zawód na wymarciu, ale pan Henryk szybko wyprowadził nas z błędu.

- Nic bardziej mylnego - twierdzi. - Na brak zajęcia nie narzekam. Gdyby przyszedł pan do mnie z książką do oprawy, musiałby pan liczyć się z miesięcznym terminem oczekiwania. Jest sporo osób nieobojętnych na piękno książki. Są one często przekazywane z pokolenia na pokolenie jako pamiątki rodzinne. Poza tym ludzie mają jeszcze szacunek dla słowa drukowanego. Formy internetowe nigdy tego do końca nie wyprą. Ludzie lubią poczuć zapach książki, potrzymać w dłoniach. To nie to, co czytanie w Internecie czy słuchanie audiobooka. Przeważnie moimi klientami są starsi ludzie, ale zdarzają się też i młodzi. O, proszę zobaczyć - tę książkę kucharską z 1932 roku przyniosła mi młoda dziewczyna. Należała do jej babci i chce mieć po niej pamiątkę. Wprawdzie nie jest kompletna, ale ma ponad 100 stron i na pewno jest to cenna rzecz. Dla wnuczki ma znaczenie to, że tę książkę trzymała i korzystała z niej babcia. Czasami książki to relikwie rodzinne. Uważam, że każdy mógłby w ten sposób zadbać o swoje korzenie. Mam klienta, który oprawia książki trzem swoim synom, którzy mają zupełnie inne zainteresowania i umieszcza je na trzech regałach. Po to, by dalsze pokolenia mogły po nie sięgnąć i przekonać się, czym się ojciec czy dziadek interesował.

Trafiają się "białe kruki"

Najczęściej pan Henryk oprawia właśnie stare książki kucharskie, biblie i modlitewniki. Czasami trafiają mu się "białe kruki".

- Największym była ewangelia po grecku, która miała prawie 500 lat. Miałem też do oprawy i naprawy książkę, która była przechowywana gdzieś na strychu na Sybirze. Za jej posiadanie groziła kara śmierci. Kolega odzyskał ją gdzieś z Dolnego Śląska, przywiózł ją do mnie i ma ją teraz oprawioną w skórze.

Oprawy mają różne formy. Dominuje skóra i płótno. Często książka wymaga konserwacji. Pan Henryk wówczas posiłkuje się studentami z Wydziału Sztuk Pięknych UMK.

Są książki, które można oprawić w jeden dzień, ale bywa, że trwa to tydzień, gdy trzeba je wyklejać, naprawiać, szyć. Wszystko zależy od ich stanu. Nieraz nie jest on najlepszy i właściwie niezbyt nadają się do renowacji, ale jeśli stanowią pamiątkę rodzinną pan Henryk podejmuje wyzwanie.

Ręce najważniejsze

Jakie są podstawowe narzędzia pracy introligatora?

- Te oto ręce - pokazuje i śmieje się Henryk Beszczyński. - A do tego klej, kostka introligatorska, nożyce, elementy do zszywania, winkielak i kilka innych.

Klienci bywają różni. Jedni przychodzą z konkretnym zleceniem, inni proszą o poradę. Wówczas introligator przeprowadza "wywiad", czego klient oczekuje, jaką ma wrażliwość estetyczną (a te bywają bardzo różne) i dobiera odpowiednie propozycje. Ceni się różnie, wszystko zależy od pracy, którą musi wykonać i czasu.

- Mam oczywiście też grono stałych klientów - dodaje pan Henryk. - Przychodzą, a przy okazji rozmawiamy sobie o książkach.

Obecnie w Toruniu jest co najmniej czterech introligatorów - tylu przynajmniej zna nasz bohater. A to potwierdza, że zapotrzebowanie na oprawianie książek wciąż jest spore.

- Moje hasło, które mi towarzyszy od lat, to "zadbaj o swoją książkę" - mówi na zakończenie wizyty nasz gospodarz.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nowosci.com.pl Nowości Gazeta Toruńska