Idzie rak przez nasz region… Mamy, czego sami chcieliśmy? - Kronika bydgoska

- Z mojej wiedzy wynika, że nie tylko nie przebadano tych miejsc, ale na wielu z nich postawiono olbrzymie hale. RDOŚ świadomy, że jest to teren zanieczyszczony, pod którym migrują zanieczyszczenia, wydawał zgody na budowanie - twierdzi Renata Włazik, samotny rycerz (rycerka?), od lat na krucjacie w obronie terenów pozachemowskich i ich okolic przed zapomnieniem przez polityków.

Mieszkańców Kapuścisk i mniejszych osiedli w pobliżu od ponad dekady martwego, ale wciąż niebezpiecznego truciciela uspokajam. Nie ma mocnych dowodów na to, że pozostałości po Zachemie wpłynęły na liczby zachorowań i zgonów na nowotwory złośliwe w Kujawsko-Pomorskiem, choć jakiś wpływ - z tym się z panią Włazik zgadzam - mieć mogą.

Niemniej dziwne wydaje mi się to, że region pełen lasów i jezior, przynajmniej w północnej części, niesie takie zagrożenie rakiem. Najnowsze dane, podsumowujące rok 2021, pokazują, że jesteśmy na drugim miejscu w Polsce pod względem zachorowalności i umieralności (co za okropne, także językowo słowa!) na nowotwory złośliwe. Ba, wskaźniki te w odniesieniu do jednego z najgroźniejszych nowotworów - raka płuc - czynią z naszego województwa krajowego lidera! A zdrowe płuca kojarzą się nam przecież z żywicznym leśnym powietrzem, którego wokół Bydgoszczy przecież nie brakuje.

Niestety, nie brakuje też częstujących atmosferę smrodliwym dymem „kopciuchów”, z którymi walka w Kujawsko-Pomorskiem jest dla mnie wyjątkowo obłudnym hasłem. Jak bowiem racjonalnie można bronić decyzji radnych sejmiku, którzy przegłosowali obowiązującą od stycznia uchwałę antysmogową, zakazującą używania kotłów grzewczych o niskich parametrach jakości, mając świadomość, że w regionie wciąż mamy ponad 120 000 gospodarstw domowych ogrzewanych „kopciuchami”?

Mało tego, przepis wszedł w życie jednocześnie z wyjaśnieniami marszałka województwa, że łamiących go na razie nie powinno się karać, bowiem wkrótce powstanie zespół mający opracować formy pomocy finansowej dla rodzin, których nie stać na pozbycie się „kopciucha”. Zespół, owszem, powstał i nawet już raz się zebrał. Tyle że na razie, po kwartale obowiązywania uchwały antysmogowej, nic z tego nie wynika. Gdybym więc był właścicielem „kopciucha” w naszym województwie, to nawet mając pieniądze na jego wymianę, nie śpieszyłbym się z tym wydatkiem. Bo i po co? Nikt grzywnami nie straszy, a może tym z końca kolejki do wymiany pieca jakiś publiczny grosz na to kapnie.

W uzupełnieniu hipotezy pani Włazik o przyczynach bardzo wielu zachorowań na nowotwory w naszym grajdołku stawiam niniejszym swoją hipotezę: często chorujemy i umieramy na raka, szczególnie płuc, z powodu zatrucia atmosfery pyłami zawieszonymi przez kominy nad „kopciuchami”. A wyziewy z kominów to bynajmniej nie specjalność miast i miasteczek. W zanurzonych w lasach wsiach i przysiółkach trucicieli też nie brakuje.

Swoistym paradoksem fatalnych wyników nowotworowych w Kujawsko-Pomorskiem jest fakt, że tak źle w zapobieganiu i leczeniu tej choroby dzieje się w regionie, w którym od lat funkcjonuje bydgoskie Centrum Onkologii - jeden z najlepszych tego typu ośrodków w kraju, regularnie znajdujący się „na pudle” w ogólnopolskich rankingach, nie tylko dotyczących wyłącznie szpitali onkologicznych.

Szewc bez butów chodzi? Takie podsumowanie przerażających statystyk może wydać się niestosowne. Jeszcze mniej stosowne wydaje się inne, molierowskie powiedzonko, które, moim zdaniem, najlepiej puentuje stan rzeczy z nowotworami w naszym regionie: Sam tego chciałeś, Grzegorzu Dyndało!