Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Muzułmanie i torunianie

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Dariusz Bloch
Obejrzałem niedawno debatę w telewizyjnej „Jedynce”. Poświęcono ją najbardziej gorącemu kartoflowi, jaki ostatnio znalazł się na polskim talerzu - uchodźcom.

Co znamienne, tym razem prym w dyskusji wiedli nie żądni reklamy politycy, lecz naukowcy, ludzie organizujący pomoc charytatywną i katoliccy duchowni. W studiu była też spora delegacja zwykłych telewidzów. Przeważały głosy tolerancji i otwartego serca dla tych, których wojna wygnała z ojczyzny - nawet jeśli byliby muzułmanami. Padały mądre argumenty, odwoływano się też do emocji. Przez cały czas w dole ekranu pokazywano wyniki głosowania w systemie audiotele. Telewidzowie odpowiadali na pytanie, czy Polska powinna przyjąć uchodźców. Od początku debaty głosy na „nie” opanowały przedział 70-80 proc. i do końca audycji poniżej siedemdziesiątki nie spadły. Na zakończenie prowadząca dyskusję spytała obecnych w studiu, kto w trakcie debaty zmienił zdanie na temat przyjmowania w Polsce uchodźców. Okazało się, że nikt.

To ostatnie spostrzeżenie wydaje się najsmutniejsze. Polacy mają podstawy, by obawiać się obcych. Mogą widzieć w nich konkurentów na rynku pracy, potencjalnych terrorystów albo darmozjadów. Te lęki nie powinny jednak zatykać nam uszu na inne racje i informacje. A chyba przestaliśmy umieć słuchać i rozważać argumenty przeciwnej strony. Nie tylko w sporze o uchodźców. Obawiam się, że w zacietrzewieniu przestaliśmy też dbać o elementarną przyzwoitość.

Przed tygodniem, w sobotnie popołudnie odbył się w Bydgoski Marsz przeciw Imigrantom. Zaskoczyła mnie skala tej demonstracji. Organizowała ją Młodzież Wszechpolska. Dotychczas akcje tego typu, rozkręcane przez skrajną prawicę, cieszyły się, delikatnie mówiąc, umiarkowanym zainteresowaniem, a aktywnie uczestniczyło w nich około setki ludzi. W sobotę natomiast przyszło ich mrowie. W mediach można było usłyszeć i przeczytać o „ponad 600 uczestnikach”, lecz zdjęcia pozwalają przypuszczać, że było ich jeszcze więcej. W mediach można też było usłyszeć i przeczytać, że „manifestacja przebiegła bez zakłóceń”. Nie byłem, nie wiem, pozostaje mi uwierzyć świadkom. No i dowodom, takim jak zdjęcia.

Dzień po marszu przejrzałem fotki zrobione przez fotoreportera „Expressu”. Od razu wpadło mi w oko to, które ostatecznie wylądowało na pierwszej stronie poniedziałkowej gazety. Widać na nim czoło pochodu. Ludzie w pierwszym rzędzie trzymają długi transparent, kończący się wyrazami „… nie imigranta”. A przed awangardą marszu pręży się muskularny młodzieniec. Ubrany jest w bojówki i jasną koszulkę polo z krzyżem celtyckim na piersi. Wytatuowaną prawą rękę uniósł w górę w charakterystycznym geście. Patrząc na to zdjęcie, zastanawiam się, co trzeba w publicznym miejscu uczynić, by zostało to odebrane jako zakłócenie demonstracji. Czytam obok tego zdjęcia sprawozdanie reporterki, informującej, że marsz odbywał się w asyście policji. I co, nikt z policjantów tego „hajlowania” na czele pochodu nie zauważył?! A może nie chciał zauważyć, bo interwencja w kilkusetosobowym, nieżyczliwym tłumie wydała się mu zbyt niebezpieczna? Czy tylko zamieszki, podczas których latają płyty chodnikowe i płoną auta, wymagają zdecydowanej interwencji policjantów?

Zastanawiam się też, jak w takiej sytuacji czuli się obecni na marszu politycy. Na zdjęciach widać znane w Bydgoszczy twarze. Nie są to zapiekli ultrasi, funkcjonujący na obrzeżach politycznego establishmentu. Wręcz przeciwnie. Ta jest kandydatką do Sejmu z ramienia dużej partii, mającej silną reprezentację w parlamencie. Tamten był kiedyś posłem, teraz jest radnym. Nie czuli się źle, głupio w takim towarzystwie? Nie przewidzieli, że marsz przeciw imigrantom przyciągnie też neofaszystów? A jak nie przewidzieli, lecz się potem przekonali, to nie mogli cichcem się ulotnić? Popularność warta jest każdej ceny?

Jak mamy porozumieć się z muzułmanami, skoro nie potrafimy z torunianami. Tydzień temu bydgoskim lobbystom udało się odnieść sukces. Sejm odrzucił poprawkę do ustawy, zmuszającej Bydgoszcz do tworzenia metropolii wespół z Toruniem. Toruńscy politycy po głosowaniu wylali żale, wypowiedzieli sporo ostrych słów. Rozumiem: musieli odreagować porażkę. Niepotrzebnie natomiast w równie ostrym tonie wypowiedział się reprezentant zwycięskiego obozu - prezydent Bydgoszczy. Słowo skowronkiem wylata, a powraca wołem. Prezydent rozpoczyna apel do polityków z Torunia od frazy: „Dajcie nam, mieszkańcom Bydgoszczy, decydować o tym, co jest dla nas dobre, a co złe”. Potem zaś sam decyduje, co dla torunian jest złe: „Podczas obrad Sejmu pokazaliście, że chcecie na siłę, nawet posługując się kłamstwami z sejmowej mównicy, zmusić nas do współpracy”. Obawiam się, że z takich zdań sąsiedzkiego mostu się nie zbuduje…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!